Nastał
20 lipca – dzień mojego wyjazdu. Większość moich rzeczy znajdowała się już w
Katalonii, bo wysłałam je pocztą na adres Tello. Chłopak znalazł kilka fajnych
mieszkań, ale nie chciał podejmować za mnie decyzji, więc stwierdził, że przez
jakiś czas pomieszkam u niego, a potem sama obejrzę lokale i coś wybiorę.
Przed
lotniskiem El Prat czekał już na mnie samochód. Uśmiechnięty piłkarz od razu
poprawił mi smętny humor spowodowany opuszczeniem ojczyzny.
- To co? Jedziemy na obiad, a potem
obejrzeć mieszkania? – zapytał.
- Tak jest!
- Stęskniłem się, wiesz? – zapytał, patrząc
mi prosto w oczy tuż po tym, jak złożyliśmy zamówienie w jednej z naszych
ulubionych knajpek.
- Ja też tęskniłam. A jak tam twoja forma?
Jesteś gotowy na nowy sezon? – upiłam łyk zimnego soku pomarańczowego.
- No jak nie jak tak? Zresztą sama się
niedługo przekonasz – powiedział tajemniczo się uśmiechając.
- Cris, co ty znowu kombinujesz?
- Spokojnie, nic złego ci się nie stanie.
Skoro pomieszkasz u mnie przez pewien czas, to zadbam o twoją kondycję.
- Co masz na myśli? – przymrużyłam oczy.
- Poranny jogging, słońce – wyszczerzył
śnieżnobiałe zęby w przeuroczym uśmiechu.
Po
posiłku zajechaliśmy po drodze do domu piłkarza, żebym mogła zostawić tam
walizkę, bo po co się z nią cały czas tłuc? Mieliśmy do obejrzenia 3
mieszkania. Dwa pierwsze były fajne, ale dopiero trzecie wywarło na mnie
ogromne wrażenie.
Lokum było przestronne, lokalizacja bardzo
dobra. Składało się z salonu połączonego z kuchnią i jadalnią, sypialni,
łazienki, pokoju gościnnego, niewielkiej garderoby i czegoś na kształt
pomieszczenia gospodarczego. A, no i oczywiście był też balkon. Mieszkanko było kompletnie umeblowane i
musiałam przyznać, że właściciel genialnie trafił w mój gust. Nie musiałam się
długo zastanawiać i oświadczyłam Tello, że to jest to. Uradowani, poszliśmy
dopełnić wszelkich formalności. Od poniedziałku będę mogła się wprowadzić.
- A co ty taki smutny? – zapytałam
przyjaciela.
- Bo myślałem, że dłużej u mnie pomieszkasz, a to będą tylko 4 dni…
- Ej, słodziaku, przecież i tak będziemy
spędzać razem mnóstwo czasu – pogłaskałam go po ramieniu.
- Serio?
- No pewnie. Obiecałam, że będziesz miał mnie
na głowie przez najbliższy rok. W końcu jesteś jedyną osobą, jaką tu znam.
- To ostatnie wkrótce się zmieni.
- Czyżby?
- Mhm. Musisz poznać moich kumpli –
odpowiedział i pociągnął mnie w stronę auta.
***
Obudziły
mnie wdzierające się przez okna promienie słoneczne. Leniwie przeciągnęłam się
na łóżku, odrzuciłam kołdrę, po czym wstałam i ruszyłam do łazienki. Po
porannym prysznicu i ogólnym doprowadzeniu się do ładu zeszłam na dół. Krzątał
się tam już Cristian. Przygotowywał nam śniadanie.
- Hej, śpiochu. – przywitał mnie
cmoknięciem w policzek – Jak się spało?
- Całkiem dobrze. – uśmiechnęłam się
serdecznie – A co ty tam szykujesz?
- Naleśniki. A co? Tak cię dziwi widok
piłkarza w kuchni?
- Czekaj, zrobię ci zdjęcie i wyślę
Larysie, bo nie uwierzy mi, że sam Cristian Tello, zawodnik Dumy Katalonii robi
mi na śniadanie naleśniki – zaśmiałam się.
- Tak, a za jakieś 5 minut to zdjęcie
pojawi się na Instagramie i w ciągu kolejnych 10 obiegnie cały świat.
- Wiesz, że ona nie potrafi żyć bez tego
magicznego portalu.
- Czasem się zastanawiam, jak to możliwe,
że wy się przyjaźnicie? Jesteście zupełnie inne!
- I właśnie dla tego tak bardzo się
kochamy! Chociaż mamy kilka wspólnych cech… - zajęłam miejsce za stołem.
- Ciekawe jakich.
- Obie jesteśmy zwariowane!
- No tak, racja. Nie da się tego ukryć –
postawił przede mną stos naleśników z owocami i czekoladą.
- I ja mam to wszystko zjeść?! Cris, ty
mnie chyba chcesz utuczyć – zarzuciłam mu.
- Spokojnie, po śniadaniu idziemy biegać. –
wziął gryza swojej „piramidki” – A wracając do tych cech…
- Uwielbiamy zakupy, jesteśmy culés,
kochamy to miasto, nigdy się nie poddajemy, mamy po dwa tatuaże i po pięć
kolczyków, jesteśmy w tym samym wieku, obie jesteśmy singielkami. I to by było
na tyle – zakończyłam wyliczanie.
Dalsza
część posiłku minęła nam w ciszy, ale nie takiej niezręcznej. Po prostu
wspólnie milczeliśmy. Umyłam naczynia, a później poszłam się przebrać. Cris już
na mnie czekał.
- Tylko proszę o krótką trasę. Jestem
początkująca.
- Dasz radę – puścił mi oczko.
- Cóż, jeśli nie dam rady biec, to będziesz
mnie niósł z powrotem do domu – rzuciłam pewna siebie i wyszłam na dwór.
Przebiegliśmy
8 kilometrów, a ja myślałam, że zaraz wyskoczą mi płuca i serce. Strasznie się
zmęczyłam! Wydawało mi się, że jestem w dobrej kondycji, a tu…
- Wykończyłeś mnie! – walnęłam go ostatkiem
sił w ramię, opadając jednocześnie na stojącą w salonie kanapę.
- Ojoj, pani inżynier nam się spociła –
śmiał się ze mnie.
- Nie śmiej się! – rzuciłam w niego
ręcznikiem – Za karę oglądasz dzisiaj ze mną „Ślubne wojny”, a jutro pomagasz
mi w przeprowadzce. Nie słyszę sprzeciwów!
Westchnął
głęboko i udał się na górę, by wziąć prysznic. Ja najzwyczajniej w świecie nie
miałam siły nawet na to. Umościłam sobie na sofie całkiem wygodne gniazdko i przysnęłam.
Obudziły mnie hałasy dochodzące z kuchni.
- Co do cholery? – mruknęłam i podniosłam
się z wygodnej pozycji – Cris? Co ty wyprawiasz? – zapytałam, widząc, jak
Katalończyk rozbija się z garnkami w pomieszczeniu.
- Ja…? – rzekł nieśmiało – Ja…nic. Tylko
chciałem ci coś ugotować na obiad, ale chyba nie jestem stworzony, by być
kucharzem – zrobił smutną minkę.
- Oj, nie martw się, słoneczko. –
poczochrałam jego czuprynę – A co takiego chciałeś przygotować?
- Myślałem o czymś oryginalnym, jak na
przykład… spaghetti? – uniósł wysoko swoje krzaczaste brwi.
- Ok, niech ci będzie. Chodź, nauczę cię
gotować – posłałam mu promienny uśmiech.
Następne
pół godziny minęło nam na pichceniu. O ile można to tak w ogóle nazwać, bo
Tello prawie cały ten czas się wydurniał. A później zaczął wyjadać sos z
garnka.
- Ej! Zabieraj łapska, piłkarzyku! –
walnęłam go po dłoniach.
- Ale ty przecież robisz to samo! –
zarzucił mi.
- Ale ja jestem kobietą, a ty jesteś
piłkarzem. A to jest zasadnicza różnica. Tak więc nie dyskutuj, tylko nakryj do
stołu – dałam mu kuksańca, a on natychmiast postanowił spełnić moją prośbę.
Resztę
dnia spędziliśmy wygłupiając się i oglądając seriale. Nazajutrz przed jedenastą
udaliśmy się do mojego nowego mieszkania. Odebrałam klucze i zaczęliśmy wnosić
moje graty, które udało się upchnąć w samochodzie Katalończyka. Cóż, musiałam
przyznać, że naprawdę miałam mnóstwo rzeczy… Heh, ale od czego ma się
przyjaciół?
- Czyli co? Usamodzielniasz się? – sapnął
zmęczony, gdy do mnie podszedł i mocno przytulił od tyłu. Znowu te dreszcze.
- Ja się już dawno usamodzielniłam –
złapałam jego dłonie i odwróciłam się tak, że staliśmy teraz twarzą w twarz.
- Mhm. Jesteś już dużą dziewczynką i nie
potrzebujesz niczyjej pomocy – zaczął bawić się moimi włosami.
- Nie prawda. Czasami potrzebuję pomocy. Na
przykład dzisiaj. – wyszczerzyłam się, po czym cmoknęłam go delikatnie w
policzek – Dziękuję.
- Za co? – zapytał, jakby nie miał pojęcia,
o co mi chodzi.
- Za dzisiaj. I tak w ogóle. Za to, że
jesteś. Zawsze – wtuliłam się jego umięśnione ciało. Tak dobrze się przy nim
czułam…
- Dobra, to trzeba jakoś oblać to
mieszkanko. Ale jako, że ja mam pojutrze mecz i muszę być w świetnej formie…
- To tylko po piwku – dokończyłam za niego
zdanie.
- Dokładnie. A odbijemy sobie na imprezie
po meczu, ok? – popatrzył na mnie wyczekująco.
- Zastanowię się. – rzuciłam obojętnie, a
piłkarz zaczął mnie łaskotać – Dobra, dobra! Już! Poddaję się! Zgadzam się na
tę imprezę!
- No ja myślę! – zaśmiał się radośnie – A,
poczekaj… - zaczął grzebać w kieszeniach – Byłbym zapomniał. – wyciągnął w moją
stronę niewielki kartonik – Bilet na sobotni mecz. Proszę cię, nie odmawiaj mi
– zrobił takie słodkie oczka, że po prostu nie mogłam mu się oprzeć.
- Obiecuję, że przyjdę.
- I będziesz mi kibicować?
- A jak myślisz? Pewnie, że będę, wariacie.
- Jesteś najlepsza – podniósł mnie i
zaczęliśmy się kręcić w kółko.
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
***
Uporałam się i wrzucam rozdział.
Nie jestem z niego do końca zadowolona,
ale werdykt i tak należy do Was. ;)
Piszcie, co sądzicie - to mnie bardzo motywuje. :D
Niestety nie mogę obiecać konkretnej daty,
kiedy pojawi się kolejna część tej nudnej historii...
W szkole zapowiada mi się jak na tę chwilę mnóstwo nauki.
Mimo to postaram się coś naskrobać.
Urwanie głowy normalnie.
Jak nie w szkole to w domu.
I do tego jeszcze planowanie wakacji... :/
Normalnie zwariować idzie...
Dobra, kończę już narzekanie i lecę.
Papatki ;*
Noe jesteś zadowolona? A to dobry żart, serio. ;D czytałam i cieszyłam się do telefonu jak głupi do sera ;D cudownie jest czytać, że są blisko siebie i szkoda, że Mel się tak szybko wyprawadzi od Tello ;D
OdpowiedzUsuńCzekam (nie)cierpliwie na kolejną część. ;*
Są blisko, ale czy długo to jeszcze potrwa? :-p Cieszę się, że czekasz ;*
UsuńCudeńko! Nie marudź, że nudny! <3
OdpowiedzUsuńAle ja i tak czekam na ich namiętny pocałunek! :*
Do następnego! ;*/Zuza
Nie tak prędko ;-)
UsuńBOSKI!!!;*!
OdpowiedzUsuńKochana rozdzialik poprostu ekstra odrazu mordka się cieszy;D
No wiesz ja czekam na jakieś inne ,, bliższe“ sprawy;D
Czekam na kontynuację;*
Bliższe sprawy powiadasz? :-) Może kiedyś coś.. ;-)
UsuńPo prostu świetny czekam na kolejny i na "tą chwilę"
OdpowiedzUsuńCieszę się :-) Ale chyba trzeba będzie jeszcze na to nieco poczekać ;-)
UsuńBardzo podoba mi się to mieszkanie ;) Hmm, czekam na rozwój akcji ; > Chociaż to nie zmienia faktu, że rodział jest świetny :P Rozumiem Cię niestety, weny życzę i pozdrawiam ; *
OdpowiedzUsuńMiło mi ;*
UsuńCudowny rozdział <3 Nie mogę się doczekać momentu, gdy między nimi będzie "coś więcej" ^^ Niecierpliwie czekam na kontynuację tej fantastycznej historii (a nie nudnej, ona nie jest nudna!) *-* <3333/neyforever18
OdpowiedzUsuńDziękuję, kochana ;**
UsuńNie przepraszaj, bo opo cudne! :D
OdpowiedzUsuń