czwartek, 30 kwietnia 2015

Rozdział 31

- Kochanie, spakowałeś wszystko? – zapytałam nie wiem już który raz tego dnia.
- Tak. – rzucił, kiedy koło niego przechodziłam – Meli, Meli, Meli, chodź tu do mnie. – złapał mnie za rękę i pociągnął na swoje kolana – Uspokój się, słyszysz? – odgarnął włosy z mojego czoła – Wszystko będzie dobrze. Wszystkie nasze ciuchy spakowaliśmy, prezenty dla Carli też, więc spokojnie. Mamy wszystko, co potrzebne, hm? – pocałował mnie delikatnie – Hotel też jest wynajęty. Bilety leżą na stoliku przy wyjściu. Wszystko pod kontrolą i dopięte na ostatni guzik. Nie musisz się niczym martwić. Jestem przy tobie i zawsze będę – najpierw złączył nasze usta, a kilkanaście minut później nasze ciała. Z tym facetem było mi jak w niebie – o ile nie lepiej!

***


            Punkt dziesiąta rano znajdowaliśmy się na lotnisku w stolicy Hiszpanii. Katalończyk zamówił nam taksówkę, za pomocą której dostaliśmy się do Catalonia Atocha, gdzie mieliśmy się zatrzymać. Hotel robił ogromne wrażenie. Elegancki, gustownie urządzony, ale bez zbędnego przepychu. Właściciele stawiali widocznie na nowoczesność i funkcjonalność. Było nawet jacuzzi!

- Cristian, musiałeś wydać fortunę na nocleg tutaj. – zaczęłam marudzić – Nie chcę, żebyś wydawał na mnie swoje ciężko zarobione pieniądze.
- Melitta, - usiadł koło mnie na łóżku i zaczął mnie delikatnie gładzić po udzie – po pierwsze: przyjechaliśmy tu tylko na dwa dni, po drugie: wcale nie wydałem majątku, a po trzecie: po prostu pomyślałem, że ci się tu spodoba – uśmiechnął się delikatnie.
- Podoba mi się tu, ale ja nie jestem przyzwyczajona, ani nie mam najmniejszego zamiaru przyzwyczajać się do takich luksusów. A na dodatek jeśli ktoś za mnie płaci. Nie chcę, żebyś wydawał na mnie kasę, bo to jest zupełnie niepotrzebne, ok? Przecież daję sobie świetnie radę.
- Pewnie, że tak, ale jesteś moją kobietą i mam zamiar cię rozpieszczać. – skubnął, a następnie pocałował moją szyję – No, ale jeśli tak bardzo chcesz być samodzielna i samowystarczalna, to możesz mi odpłacić w naturze – wyszczerzył się.
Jeden zwinny ruch i już leżałam pod nim. Jeździł dłońmi po moich plecach, płaskim brzuchu, aż w końcu dotarł do piersi. Ugniatał je delikatnie, lecz najwyraźniej przeszkadzał mu w tym materiał, bo szybko pozbył się mojego stanika. Zataczał kółka, drażnił moje zmysły. Pocierał, skubał i ssał sutki, które pod wpływem jego pieszczot momentalnie stwardniały. Piłkarz zniżył się ze swoimi pieszczotami na moją talię i kierował się w stronę podbrzusza, a ja wygięłam się w łuk. Brunet uśmiechnął się sam do siebie, rozpiął, po czym zdjął moje jeansy. Podciągnęłam jego twarz do swojej i namiętnie wpiłam się w jego usta. Nie było w tym geście nic miłego. To było pożądanie. Oboje to czuliśmy. Przejechałam palcami po jego umięśnionej klacie i złapałam za brzeg koszulki, którą następnie zrzuciłam na podłogę. To samo zrobiłam ze spodniami, które w owym momencie bardzo utrudniały mi życie. Chciałam zająć się też bokserkami, ale Cristian przygwoździł mnie do łóżka. Całował moje usta, policzki, linię szczęki, szyję, obojczyki, piersi, zjeżdżał na brzuch, zostawiając przy tym mokre ślady na moim rozpalonym ciele. Poddawałam mu się. Zadrżałam, kiedy chwycił rąbek moich majtek i pociągnął je w dół. Byłam kompletnie naga. Dwudziestoczterolatek rozsunął moje nogi stanowczym ruchem i z cwaniackim uśmieszkiem zagapił się na mój skarb. Spojrzał mi głęboko w oczy i delikatnie przywarł swoimi wargami do moich. Zachęcająco rozchyliłam usta i już po chwili nasze języki oddały się dzikiemu tańcu. Całowalibyśmy się tak bez końca, ale mój towarzysz zjechał dłonią po moim pośladku i udzie. Znalazł dla swoich palców lepsze miejsce. Najpierw włożył jeden, a potem drugi i począł bawić się z moją kobiecością. Musiałam oderwać usta od jego, by jęknąć z rozkoszy. Skubał, drażnił łechtaczkę, a ja wiłam się pod nim jak opętana. Oparł dłonie o moje biodra. Myślałam, że to już koniec tych bardzo przyjemnych tortur. Chciałam go poczuć w sobie. Tu i teraz.
- Cris. – wysapałam – Potrzebuję cię tam. Już! – skinęłam głową w stronę mojej pochwy.
- Wedle rozkazu – zaśmiał się i zanurkował we mnie.
- Ale nie ta….aaaaaak! – krzyknęłam, gdy wkroczył do akcji językiem. Przepełniła mnie fala słodyczy, świat zawirował i opadłam na poduszki. Oddychałam głęboko, ale piłkarz nie przestawał i nadal sprawiał mi rozkosz.
- Jesteś taka słodka. – powiedział uniósłszy głowę do góry – Cholera, nie wytrzymam – mruknął i pozbył się szybko bokserek. Poczułam jak wchodzi we mnie. Był taki wielki. Początkowo poruszał się powoli, jakby nie chciał zrobić mi krzywdy, ale po pewnym czasie zaczął przyspieszać. Zacisnęłam mocniej wokół niego nogi i złapałam mocno za bicepsy.
- Tello! – darłam się na chwilę przed osiągnięciem szczytu.
- Melisa! – doszedł, złączył nasze usta w delikatnym pocałunku i opadł na łóżko obok mnie. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową, a nogę zarzuciłam na jego. Objął mnie mocno i się uśmiechnął – Jesteś idealna.
- Tello – klepnęłam go delikatnie po sześciopaku.
- Uwielbiam sposób w jaki wymawiasz moje nazwisko. – podciągnął mnie i pocałował mocno, a kiedy już wróciliśmy do poprzedniej pozycji, zapytał – Zastanawiałem się, dlaczego ty tak zawsze mocno reagujesz, jak cię pieszczę? No wiesz, jak… - nie musiał kończyć.
- Bo jest mi cholernie dobrze – uśmiechnęłam się zawadiacko.
- No tak, ale jak się pierwszy raz kochaliśmy, to zachowywałaś się tak, jakbyś nigdy wcześniej czegoś takiego nie czuła. – gładziłam dłonią jego mięśnie – Przecież nie byłaś dziewicą, jak się poznaliśmy – nie pojmował.
- Kiedy się poznaliśmy, to byłam dziewicą. – sprostowałam – Ale kiedy zaczęliśmy być parą to już nie.
- No więc właśnie. To ten twój cały Błażej nie robił ci dobrze? – zachichotał, ale kiedy usłyszał moją cichą odpowiedź:
- Nie – natychmiast spoważniał i przekręcił mnie na plecy, dokładnie mi się przyjrzał.
- Ale… Jak? – patrzył mi prosto w oczy. Ja leżałam przed nim naga, a on patrzył mi w oczy. To jest podobno prawdziwa miłość.
- Normalnie. – wyszeptałam – Był bardzo religijny. Coś takiego nie wchodziło w grę.
- Czyli… - nie wiedział, jak spytać – Byłem twoim pierwszym? – oczy mu zalśniły – W tych sprawach akurat?
- Tak, byłeś pierwszy. I nie tylko w tym – pocałowałam go. Nasze języki odnalazły swój własny rytm, ale musieliśmy kiedyś nabrać powietrza.
- Skoro nie tylko w tym to w czym jeszcze? – dopytywał.
- Od naszego pierwszego spotkania wiedziałam, że jesteś ciekawski. – zaśmiałam się – Byłeś pierwszym facetem, który zabrał mnie do kawiarni, potem do knajpki. Pierwszym, dla którego okłamałam przyjaciół. Pierwszym, na którego widok moje serce od razu przyspieszyło. Pierwszym, z którym spacerowałam brzegiem morza podczas zachodu słońca. Pierwszym, który coś dla mnie ugotował. Pierwszym, który dbał, żeby mi niczego nie zabrakło, nawet jeśli dzieliło nas dwa tysiące kilometrów. Pierwszym, który trzymał mnie za rękę, kiedy robiłam sobie tatuaż. Pierwszym, któremu mogłam bezgranicznie zaufać. Pierwszym, którego pokochałam do szaleństwa. Pierwszym, dla którego byłam w stanie wyprowadzić się z Polski i tak właśnie zrobiłam. Pierwszym, o którego się strasznie bałam, kiedy został sfaulowany na boisku. Pierwszym, do którego cholernie tęskniłam. Pierwszym, przez którego żałowałam, że nie mogę się teleportować jak wampiry z powieści Kerrelyn Sparks, żeby tylko się wtulić w twoje silne ramiona. Pierwszym, przy którym czuję się całkowicie bezpiecznie. Pierwszym, przy którym czuję się spełniona. Pierwszym, przy którym czułam i czuję te zabawne motylki w brzuchu. Pierwszym, przy którym byłabym zdolna do stabilizacji. Pierwszym, którego córkę poznam. Pierwszym, dla którego jestem gotowa nagiąć i naginam moje własne zasady. Pierwszym, którego pożądam do tego stopnia, że najchętniej w ogóle nie wychodziłabym, ani nie wypuszczałabym cię z łóżka. Jesteś tak naprawdę pierwszy i ostatni w moim sercu.
- Wow. Dużo tych pierwszych – wciągnął powietrze.
- A to źle?
- No wiesz, możesz chcieć spróbować czegoś innego, żeby mieć jakieś porównanie czy coś… - rzucił nieśmiało.
- Cris. Popatrz na mnie. – chwyciłam go za brodę – Wiem, że to nie będzie oryginalne, ale te słowa w pełni oddają to, co chcę ci w tej chwili powiedzieć, ok? – pokiwał głową, więc zaczęłam wypowiadać tak świetnie znane mi wersy:
Jesteś cierpliwy, jak jeszcze nikt dotąd dla mnie nie był,
Twoje oczy zabierają mnie w miejsca,
O których nigdy bym nie marzyła,
Twój głos jest jedyną muzyką, bez której nie potrafię wytrzymać.
Teraz nie może być już wątpliwości,
Jesteśmy zbyt daleko na przodzie, by patrzeć w tył.
Na dobre i na złe.
Musisz uwierzyć mi na słowo,
Czuję się jak zdarta płyta
I mówiłam ci już 700 razy,
Nie muszę dalej szukać,
Moje poszukiwania się zakończyły.
Czy możesz zaufać mojemu słowu?
Brzmię jak zdarta płyta
I powiedziałam ci już 700 razy,
Nie muszę dalej szukać,
To ty jesteś tym jedynym.
Twoje dłonie, które nie mają litości,
Także są moimi najlepszymi przyjaciółmi.
I mogłabym się zgubić, wspinając się po twoich nogach, które nie mają końca.
Znalazłam idealną odległość między moim ciałem a twoim
I to jest brak jakiejkolwiek odległości, Kochanie, jeśli to ci odpowiada.
Mówili, że nam się nie uda,
Ale spójrz, jak pokonujemy wszystkie sprzeczności.
Potrzebuję, żebyś był świadomy, że
Jesteś tym jedynym.
Chcę, żebyś zrobił krok w stronę wiary.
Wiem, że łatwo popełniać te same błędy,
Ale nie tym razem, nie, nie tym razem.
            Zbliżyłam się do niego delikatnie i pocałowałam. Ponownie położyłam się na plecach. Czułam na sobie jego palący i zarazem zaciekawiony wzrok. Popatrzyłam mu w oczy, aż nagle się odezwał, nadal we mnie wpatrzony:
Kilkanaście lodowatych lat prowadziło mnie do ciebie.
Musiałem słuchać kłamców, żeby rozpoznać prawdę.
Mam nadzieję, że zapamiętasz naszą pierwszą Gwiazdkę
I będziesz kiedyś mówić, że wydawała się wręcz nieprawdziwa.
Tylko obiecaj mi, że zawsze ze mną będziesz,
Bo ja ci to właśnie obiecuję.
            Wpił się zachłannie w moje usta. Przestawał mnie całować jedynie, żeby zaczerpnąć powietrza. Zapach jego perfum pieścił moje zmysły. On sam je pieścił.
- Tello! – krzyknęłam.
- Tak, najdroższa? – nie przerywał pieszczot.
- Jest pięć po dwunastej, a na pierwszą jesteśmy umówieni z Loreną i Carlotą! – wystarczyło wspomnieć o małej, żeby chłopak wystrzelił jak z procy i zaczął się ubierać. Zaśmiałam się cichutko, ale również się podniosłam i włożyłam na siebie ciuchy.
- Policzymy się wieczorem – pocałował mnie namiętnie i klepnął w tyłek, kiedy opuszczaliśmy pokój hotelowy.









CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

***

No i mamy trzydziesty pierwszy. :)
Taki sobie, ale mam nadzieję, że komuś się spodoba ;)
Siedzę w domu chora,
na zwolnieniu lekarskim
i usiłuję coś napisać, 
ale tak jakby średnio mi to wychodzi...
Jak na razie wszystkie moje myśli
krążą wokół wakacyjnego wjazdu
i tego, co muszę kupić.
Na domiar złego kolega wymyślił kolejny wyjazd.
Ja nie wiem już jak to ogarnąć, hehe.
I to niby ja jestem zwariowana... :p
Ok, idę wymyślać jakąś historię,
a Was proszę o komentarze.
Buziaki ;*

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rozdział 30

- Puyi! – krzyknęłam i wpadłam w silne ramiona legendarnego obrońcy.
- Co jest, księżniczko? – okręcił mnie w powietrzu i uśmiechnięty odstawił na ziemię.
- A nie mam dzisiaj zajęć, więc przyszłam na trening chłopaków. Idziesz ze mną?
- No jasne. Pośmiejemy się z nich – objął mnie ramieniem i już po chwili siedzieliśmy na trybunach, oglądając poczynania pierwszej drużyny.
- Co słychać? Jak się czujesz z tym kolanem?
- A, już lepiej. Operacja nie będzie potrzebna. Ty mi lepiej powiedz, jak ci się układa z Tello – popatrzył na mnie wyczekująco. Przez te kilka miesięcy mojego pobytu w Barcelonie, zakumplowałam się z chłopakami i ze sztabem, a Carles stał się dla mnie jak brat. Wiedziałam, że mogłam mu powiedzieć o wszystkim, a jeśli tylko ktoś by mnie skrzywdził, prawdopodobnie skończył by w gazetach jako ofiara słynnego byłego obrońcy - Carlesa Puyola.
- Carles, co ja mam ci powiedzieć, co? – śmiałam się – Że jest nam cudownie? Że nie wyobrażam sobie bez niego życia? Że traktuje mnie jak księżniczkę, troszczy się o mnie? Że na każdym kroku pokazuje, jak bardzo mnie kocha, jak mu zależy? Że jest wręcz idealny? Że czuję się przy nim bezpiecznie?
- A jest tak?
- Tak, właśnie tak jest – oparłam się o jego ramię.
- Wiesz, Cristian był swego rodzaju casanovą, ale od kiedy cię poznał… A wiem, bo jeszcze wtedy grałem z nimi… - westchnął – Sama zresztą wiesz, że nawet dziecko nie spowodowało, że się uspokoił, ustabilizował. Lorenie nie udało się go zatrzymać, ale wszyscy widzieliśmy, jak ona go wykorzystywała i może to dlatego w końcu się z nią rozstał. Ale wtedy w czerwcu zaczął chodzić cały w skowronkach, nie tułał się już tak po barach, nie imprezował na potęgę, nie wyrywał wszystkich lasek. Mało tego – on w ogóle nikogo już nie podrywał! Pomyślałem, że jakaś dziewczyna musiała mu zawrócić w głowie. Sądziłem, że po twoim wyjeździe wszystko wróci do normy, ale się myliłem. On oszalał na twoim punkcie. Szczeniak wpadł po uszy – uśmiechnęliśmy się oboje, kiedy zorientowaliśmy się, że trening dobiegł końca.
- Idziemy do nich? – zapytałam z nadzieją.
- Pewnie, muszę cię oddać w ręce twojego rycerza. – walnęłam go w ramię – No dobra, twojego piłkarza.
- O proszę, kogo moje oczy widzą? – wyszedł ku nam Mascherano – Starego dziada coś przyciągnęło z powrotem na boisko – zaśmiali się i przybili piątkę.
- Javier, widziałeś gdzieś może… - urwałam, bo poczułam mocny uścisk w talii.
- Kogo? – zapytał brunet – Czyżbyś szukała mnie? – wyszczerzył się.
- Już nieważne. – obróciłam się do niego i namiętnie pocałowałam, na co piłkarze zareagowali gwizdami.
- No to kiedy ślub, zakochańce? – objął nas Messi.
- Jak wybierzemy ładne obrączki – rzucił mój facet i klepnął mnie w tyłek, za co dostał kuksańca.
- Czy ja o czymś nie wiem? – dopytywał Bartra – Cris, czemu nie mówiłeś, że musimy ci zorganizować wieczór kawalerski? A poza tym jako twój świadek…
- Ej, stop, panowie! – krzyknęłam.
- Przymknijcie się już, bo mi jeszcze ją wystraszycie i co wtedy? Nie będziecie się bawić na naszym weselu – śmiał się Katalończyk.
- I ja się do nich nie wprowadzę – dodał Marc.
- I nie będziemy bawić ich ślicznych dzieci… - marudził Alves.
- Tello? – popatrzyłam na niego wyczekująco.
- Meli, no co ja mam ci powiedzieć? Tym pacanom się czasem tak nudzi, że zaplanowali nam już całą przyszłość – pocałował mnie łapczywie i znowu odezwały się gwizdy.
- Zaprojektowaliśmy ci nawet suknię ślubną – wtrącił się Geri, podając mi skrawek papieru.
- Geri, słońce, jakbyś pokazał to Shak, to mogę się założyć o twoje nowe auto, że nigdy w życiu by za ciebie nie wyszła – powiedziałam, a wszyscy piłkarze zanieśli się śmiechem.
- Dobra, to my idziemy się przebrać, Kochanie. Poczekasz na mnie parę minut?
- Parę minut? – prychnęłam – Ty nigdy nie wyszedłeś jeszcze z szatni przed upłynięciem pół godziny – zachichotałam, a Katalończyk wytknął w moją stronę język i razem z Marciem udał się w stronę wyjścia z murawy. Kroczyłam powoli, kiedy poczułam, że ktoś złapał mnie za łokieć. Obróciłam się w jego stronę. Moim oczom ukazał się przystojny Brazylijczyk z irokezem na głowie.
- Co jest, Ney? – uśmiechnęłam się przyjaźnie do chłopaka.
- Wiesz, Melisa… Bo ja… - podrapał się po głowie.
- No co ty?
- Nie obraź się, ale muszę cię o to zapytać. – powiedział poważnie – Wiesz, że ci debile są dla mnie jak rodzina i w tym również Cristian.
- No tak, wiem – przytaknęłam.
- Posłuchaj… Czy ty myślisz o nim tak na poważnie? – zaczerwienił się – No wiesz.
- Neymar… - westchnęłam – Powinieneś za to pytanie oberwać, - zachichotałam – ale masz to szczęście, że cię lubię, więc cię oszczędzę. Ale wracając do sedna sprawy… Tak, myślę o nim na poważnie. To jest właśnie ten facet, z którym chcę się zestarzeć – posłałam mu lekki uśmiech, a ten mnie mocno przytulił.
- Nie masz nawet pojęcia, jak się cieszę. Jesteście cudowną parą, a Tello świata poza tobą nie widzi. – spojrzał mi prosto w oczy – Opiekuj się nim, Mel – rzucił i odszedł w stronę pomieszczenia, w którym zapewne wariowali teraz jego „kumple z pracy”.

***

            Wiedziałam, że chłopcy żartowali, ale na słowo „ślub” coś się we mnie poruszyło. Może i nasz związek nie był długi, bo stuknęły nam dopiero dwa miesiące, ale prawda była taka, że zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia. Wtedy w kawiarence na Camp Nou. Zaprzyjaźniliśmy się, byliśmy ze sobą blisko, nie mieliśmy żadnych tajemnic. No może poza jedną – nie powiedzieliśmy sobie, jak wielkim uczuciem się wzajemnie obdarzaliśmy. Po kilku latach Cristian nie wytrzymał i w końcu to z siebie wykrztusił. Bał się, że może mnie w ten sposób bezpowrotnie stracić, ale zupełnie niepotrzebnie. Może to zabrzmieć głupio, bo przecież byłam w międzyczasie związana z Karolem i z Błażejem, ale tak naprawdę kochałam tylko Tello. Nie wierzyłam, że on mógł też coś do mnie czuć, więc usiłowałam zdusić to uczucie w zarodku. Na całe szczęście mi się to nie udało. Dlaczego na szczęście? To proste – ponieważ teraz miałam najwspanialszego na świecie faceta! Przy nim całe zło świata przestawało dla mnie istnieć. Byliśmy tylko my. Ja, on i nasza miłość.
- Co tak myślisz, Kochanie? – zamruczał mi do ucha i wtedy właśnie się zorientowałam, że film, który oglądaliśmy w telewizji dobiegł końca. Cholera, nie pamiętałam nawet tytułu! Jak to możliwe?
- A nic. – pogłaskałam go po udzie – Tak sobie wyobrażałam, jakby wyglądał dzisiaj świat, gdyby Piqué został projektantem zamiast piłkarzem. – zaśmialiśmy się oboje – I jakie mam szczęście – podniosłam głowę z jego klatki piersiowej i złączyłam nasze usta.
- Nie, Kochanie, to ja mam szczęście, że tu ze mną jesteś. – przytulił mnie mocno i teraz razem leżeliśmy na jego kanapie w salonie – Wiesz, - zaczął niepewnie – tak sobie pomyślałem, że zbliżają się święta i może… spędzilibyśmy je we dwójkę? – spytał z nadzieją – Pojechalibyśmy tylko spotkać się z małą i przy okazji byś ją poznała. A potem byłbym tylko do twojej dyspozycji – cmoknął mnie w szyję.
- Cris, szkoda tylko, że mówisz to dopiero teraz.
- Bo dopiero przed chwilą przyszło mi to do głowy. – uśmiechnął się, ale po chwili posmutniał – Masz już jakieś plany, tak?
- Tak jakby. – skrzywiłam się – Od połowy lipca nie widziałam się z rodziną i obiecałam im, że przyjadę na święta – obróciłam się w jego stronę i pogładziłam wierzchem dłoni policzek, na którym gościł jednodniowy zarost.
- Cóż, mam spóźniony refleks i będę musiał za to odpokutować – wtulił się we mnie jeszcze mocniej.
- Ale, chwila. Mam pewien pomysł – powiedziałam już nieco żywszym głosem.
- Jaki? – mruknął.
- Moglibyśmy pojechać do Carloty zanim wyjadę. Lot mam w wigilię, więc myślę, że powinniśmy się wyrobić.
- Skoro masz lot dopiero dwudziestego czwartego, a ja mam ostatni mecz dziewiętnastego i ty tego samego dnia kończysz zajęcia przed przerwą świąteczną, to już dwudziestego pojechalibyśmy do Madrytu, a prosto stamtąd do Sabadell – wyszczerzył się.
- Do Sabadell? A po co? – zdziwiłam się, bo wiedziałam, że mój ukochany pochodził z tego miasta, ale nie miałam pojęcia, co mu chodziło po głowie.
- Pojedziemy do moich rodziców. Zrobimy sobie takie rodzinne święta przed świętami – wytłumaczył.
- Do… twoich… rodziców? – jąkałam się.
- Tak. Chciałbym, żebyś ich poznała. No i mam cię im w końcu zamiar oficjalnie przedstawić. – pocałował mnie w czoło, a potem spojrzał na mnie i delikatnie dodał – Nie podoba ci się mój plan…
- Cris, to nie tak, że on mi się nie podoba, tylko zabrakło w nim pewnego ważnego punktu.
- Jakiego?
- Tego, co będzie dwudziestego czwartego. – zaśmiałam się, a widząc skonsternowaną minę mojego partnera, rzuciłam – W wigilię, po śniadaniu pojedziemy na El Prat, przejdziemy odprawę i polecimy do Wrocławia, skąd odbierze nas Larysa – cmoknęłam go rozbawiona w nos. Wyglądał, jakby nadal analizował powoli każdą część mojej wypowiedzi. I chyba go olśniło.
- My? – pokiwałam twierdząco głową – Naprawdę chcesz, żebym pojechał z tobą do Polski? I chcesz, żebym…
- Tak, wariacie. Chcę, żeby moi rodzice i cała rodzina poznali faceta, który skradł moje serce już ładnych kilka lat temu.
            Zaczęliśmy się namiętnie całować. Katalończyk obsypywał każdy skrawek mego ciała pocałunkami. Zostawiał mokre ślady na szyi, dekolcie, brzuchu. Wziął mnie na ręce i, nie zaprzestając żadnej z wcześniejszych czynności, zaniósł mnie i położył na wygodnym, dużym łóżku. Ściągnęłam mu koszulkę i masowałam jego idealnie wyrzeźbiony tors, kiedy chłopak nagle sobie o czymś przypomniał.
- Bilety! – wydarł się i pobiegł po laptopa, z którym zaraz wrócił do naszego „gniazdka” – Do Madrytu już zamawiam, a ty w tym czasie podaj mi numer swojego lotu do Wrocławia, to ja zadzwonię zaraz na lotnisko i spróbuję załatwić bilet koło ciebie – posłał mi cudowny uśmiech, którym się od razu zaraziłam.
            Brunet wszystko załatwiał, a ja poszłam się umyć. Próbowałam się odprężyć, ale pewne myśli nie dawały mi spokoju. A co będzie, jeśli Carlota mnie nie polubi? Na porozumienie z Loreną nawet nie liczyłam, ale przecież Carli to najważniejsza dla Tello osoba na świecie. Jeśli musiałby wybierać między nami dwoma, to oczywiste, że wybrałby własną córkę. Każdy by tak przecież postąpił, prawda?

Cóż, pozostawała mi nadzieja, że może nie zrażę do siebie dziewczynki. Zawsze miałam dobry kontakt z dziećmi. Dużo młodsza siostra Błażeja wręcz mnie uwielbiała. Ale ja miałam poznać Carlotę – córkę mojego chłopaka i nie ma tu nic do znaczenia, czy Zuzia mojego byłego mnie lubiła czy też nie. To nie siostra Cristiana tylko jego CÓRKA! Do cholery! Co ja wyprawiałam? W co ja się pakowałam? Facet z dzieckiem? To nie w moim stylu… A jednak. Dla niego byłam w stanie zmienić swoje zasady.






CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

***

No i mamy trzydziesty! ;D
Obiecałam legendę i macie - Carles Puyol.
Jest też odrobina Neya, o którą tak prosiłyście.
Pragnę uspokoić miłośniczki Juniora
i ogłosić, że mam pomysł na nowe opowiadanie
z tym właśnie Brazylijczykiem w roli głównej ;)
Na kolejny rozdział przewidziałam trochę wyznań.
Jak myślicie? Lorena i Melisa się dogadają?
I jak zareaguje Carlota?
Piszcie w komach ;)
Buziaki ;*

czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 29

            Bo czasami jest tak, że choć znacie się długo, to stosunkowo późno zdajecie sobie sprawę z tego, że to nie jest tylko przyjaźń. To co was łączy jest o wiele silniejsze, potężniejsze. Choćby nie wiem co się działo, nikomu nie uda się wyrzucić z serca tej drugiej osoby. To jest po prostu niewykonalne. Jego szczęście i potrzeby przysłaniają ci cały świat. Dałabyś się pokroić, żeby tylko było mu dobrze. Już myślisz, że jesteś jakąś wariatką czy coś, ale okazuje się, że on ma tak samo. Dla niego zawsze będziesz na pierwszym miejscu – tak mówi. A czy to jest prawda, zweryfikuje życie…

***

- Melisa!!! – wydarł się na całe gardło mój chłopak – Spóźnimy się!

- Nie marudź. – uspakajałam go, powoli wychodząc z sypialni – Chyba nie chcesz, żebym poszła do tego klubu jak jakiś kocmołuch? – uśmiechnęłam się do niego zadziornie – I jak ci się podobam? – zapytałam, okręcając się przed nim i ukazując różową, wzorzystą mini od Milli.

- Perfekcyjnie. – szepnął i złożył na moich ustach idealny pocałunek – A teraz idziemy, bo Bartra nas zabije – złapał mnie za rękę i wręcz wybiegliśmy z mieszkania.
            Taksówką pojechaliśmy do klubu, w którym miała się odbyć imprezka. Organizowana przez przyjaciela Crisa, a mianowicie Marca. Mój chłopak pewnie chwycił moją dłoń i wkroczyliśmy na salę. W środku była już chyba większość piłkarzy Dumy Katalonii i ich partnerki. Podeszliśmy do Bartry, aby się przywitać, a już po chwili porwały mnie moje nowe kumpele – Anto i Shak. Wariatki – jesteśmy do siebie takie podobne, że aż dziw, że nie łączą nas żadne więzy krwi!
            Z minuty na minutę zabawa nabierała tempa. Co chwilę to wirowałam na parkiecie z kimś innym. Raz z dziewczynami, potem z Danim, Rafinhą, Marciem, Messim, Gerem, Inim, Xavim, Neyem… W pewnym momencie muzyka zwolniła swoje tempo, a ja nie miałam pojęcia, jakim cudem za moimi plecami znalazł się nagle Tello. Położył swoje dłonie na moich biodrach, ja zawiesiłam moje ręce na jego szyi. Brunet mocno mnie do siebie przyciągnął i trwaliśmy tak, patrząc sobie w oczy. Nie potrzebowaliśmy słów. Patrzyliśmy na siebie z taką czułością. Przy nim czułam się najbezpieczniej na świecie. Wiedziałam, że nic mi nie grozi. On był całym moim światem, myślą, aromatem. Każdy pocałunek i spojrzenie w te cudowne, brązowe oczy, sprawiały, że czułam się, jakbym kroczyła między gwiazdami. Nie mogłam się powstrzymać i złączyłam nasze usta w delikatnym pocałunku. Jednak Cristian zaczął go pogłębiać, w czym z chęcią mu wtórowałam. W końcu się od niego oderwałam.
- Wychodzimy? – zapytałam seksownym głosem, a ten tylko posłał mi nieziemski uśmiech, wziął moją torebkę i szybko udaliśmy się do mnie.

***

            Już w windzie nie mogliśmy się opanować. Szybko otworzyłam drzwi do mieszkania i wciągnęłam do niego mojego chłopaka. Zaczęliśmy się namiętnie całować. Cris jeździł dłonią po moim udzie. Muskał moją szyję, a ja już wiedziałam, jak to się skończy. Oplotłam go nogami w pasie i podążyliśmy tak do mojej sypialni.
            Kiedy dotarliśmy do łóżka, zeskoczyłam na podłogę i poczęłam rozpinać koszulę przystojniaka. Piłkarz z kolei zajął się moją sukienką, która po krótkiej chwili ozdabiała już nie mnie, a panele. Tello jeździł po moich plecach w tą i z powrotem, przyprawiając mnie w ten sposób o dreszcze. Całował mój dekolt, a ja wygięłam się w łuk pod wpływem jego czułości. Obróciłam nas i popchnęłam delikatnie bruneta. Wylądował na łóżku, a ja już po chwili na nim siedziałam. Chwyciłam go za włosy i mocno wpiłam się w jego cudowne, słodkie usta. Rozpięłam mu rozporek i pomogłam pozbyć się spodni. Jeden zwinny ruch mojego partnera i już znajdowałam się pod nim. Muskał mój płaski brzuch. Szybko rozpiął mi stanik, który momentalnie dołączył do sukienki. Zaczął drażnić moje sutki,  a ja już powoli nie mogłam wytrzymać.
- Cris – wymruczałam, a on tylko się uśmiechnął i dalej bawił się moim ciałem.
- Spokojnie, kotku.
- Skoro ty tak pogrywasz, to ja też mogę – powiedziałam i przejęłam kontrolę nad sytuacją.
            Teraz to ja się z nim bawiłam. Drażniłam jego męskość, by po chwili obsypać ją pocałunkami. Słyszałam jak piłkarz ciężko dyszał. Mimo to nie przerywałam. Podniosłam się na chwilę, a on to wykorzystał, ponieważ, nim się obejrzałam, znowu był na górze. Uśmiechnął się mnie cwaniacko, a ja przejechałam dłonią po jego idealnym torsie. Pocałował mnie i po chwili poczułam, jak nasze ciała połączyły się. Cristian nie przestawał mnie całować. Jednak po pewnym czasie musiał przerwać tę czynność, bo nie mogliśmy złapać oddechu. Chłopak starał się być delikatny, ale jednocześnie przyspieszał. Poruszał się we mnie rytmicznie, dając niesamowitą rozkosz. Mocno obejmowałam jego plecy. Tempo coraz przyspieszało. Doszliśmy w tym samym momencie. Tello opadł na łóżko, oparł się na przedramieniu i zaczął mi się bacznie przyglądać. Obróciłam się na bok.
- Coś nie tak? – zapytałam.
- Wręcz przeciwnie. Właśnie czuję, że jestem w odpowiednim czasie, na odpowiednim miejscu z kobietą mojego życia. Piękną, modrą, kochaną… - uśmiechnął się, pochylił nade mną i pocałował – I tylko moją.
- Kocham cię – wyszeptałam mu prosto w usta.
            Tej nocy jeszcze wiele się działo. Zasnęliśmy koło 3 nad ranem, wtuleni w siebie. Obudziły mnie promienie porannego słońca. Leniwie otworzyłam oczy. Chciałam się przeciągnąć, ale coś blokowało moje ruchy. A raczej ktoś. Całą noc musieliśmy spać objęci. Delikatnie dotknęłam jego dłoni i odłożyłam ją na bok. Wstałam, poszłam do łazienki ogarnąć się, a następnie postanowiłam przygotować nam śniadanko. Ubrana w luźne, szare dresy Nike i najzwyklejszy biały top przygotowałam otrębowe placuszki. Kiedy nalewałam już do szklanek soku pomarańczowego, nagle poczułam ciepłe dłonie na moich biodrach, a potem pocałunek w zagłębieniu między szyją a obojczykiem.
- Dzień dobry, Kochanie – wychrypiał mi kark.
- Dzień dobry – obróciłam się do niego i złączyłam nasze usta.
- Mmm… Jaki miły poranek. Chociaż byłby milszy, gdybym obudził się obok ciebie – zrobił smutną minką.
- Och, Kochanie. Ale ktoś musiał wstać i zrobić nam śniadanie. – uśmiechnęłam się szeroko – Siadaj, już nakładam.
            Po posiłku szybciutko posprzątałam, a piłkarz wziął w tym samym czasie poranny prysznic. Położyłam się wygodnie na kanapie i włączyłam jakąś brazylijską telenowelę. Po chwili dołączył do mnie i on. Spędziliśmy w ten sposób cały dzień. Zjedliśmy też pyszny obiad, który wspólnie ugotowaliśmy.




CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

***

Podrzucam kolejny rozdzialik. ;)
No, chciałyście, żeby się działo, to się działo. :D
Mmmm, taka sielanka, hehe.
Ciekawe, ile jeszcze potrwa? :p
Ok, no to kolejny wpis będzie okrągły
i pojawi się niespodzianka - tak jak obiecałam.
Do historii zostanie wprowadzony nowy bohater.
Taki bardzo miły i mądry brunet. ;)
Naszej głównej bohaterce weźmie się nagle na przemyślenia...
i dopadną ją pewne wątpliwości.
Ale to w przyszłości ;D
A... Byłabym zapomniała,
że na nowym blogu pojawił się już prolog. ^_^
Łapcie link:

No więc tak,
nie wiem, kiedy pojawi się kolejny rozdział,
toteż już teraz pragnę przypomnieć 
(bo nie wiem, czy pamiętacie, a każdy, kto choć obserwuje
La Liga, powinien o tym wiedzieć),
iż już w tę sobotę miejsce będzie miała
pierwsza rocznica śmierci członka naszej barcelońskiej rodziny,
Tito Vilanovy...
Uszanujmy pamięć o tym cudownym człowieku...
<3

środa, 22 kwietnia 2015

Rozdział 28

            W świetnym nastroju położyłam się, znalazłam wygodną pozycję i niemal natychmiast oddałam się w objęcia Morfeusza. Obudziły mnie pierwsze promienie słońca, wpadające do mojego pokoju przez ogromne okno. Leniwie przeciągnęłam się na łóżku i sięgnęłam po telefon. Sprawdziłam godzinę. 6:47. Mimo tak wczesnej pory byłam wyspana. Postanowiłam sprawdzić, czy Rafi dalej siedzi w łazience. Niestety moje przypuszczenia się potwierdziły. Chłopak zasnął na podłodze. Leciutko go obudziłam.
- Jeszcze chwilę, mamo – mamrotał przez sen.
- Chodź, pomogę ci wstać i zaprowadzę cię do sypialni, gdzie położysz się na wygodnym łóżeczku i jeszcze sobie pośpisz – mówiłam delikatnym, kojącym głosem.
            Najwyraźniej podziałało, ponieważ piłkarz niezdarnie się podniósł i dał się wyprowadzić z pomieszczenia. Odholowałam go do jednego z pokoi, a sama udałam się odświeżyć. Nic nie działało na mnie z samego rana jak letni prysznic. No i kawa oczywiście. Zawinięta w ręcznik, udałam się ukradkiem do pokoju, gdzie się odziałam. Wybrałam szarą koszulkę z napisem „Don’t grow up it’s a trap” i wczorajsze spodnie dresowe.
Delikatnie się umalowałam i zeszłam na dół. Lodówka była wypełniona po brzegi, toteż zabrałam się za szykowanie śniadania dla śpiących – i zapewne skacowanych – graczy Dumy Katalonii.
            Uwijałam się jak mała mrówka, gdy nagle ktoś do mnie podszedł i przytulił od tyłu. Wzdrygnęłam się.
- Dzień dobry – szepnął w zagłębienie mojego barku; uśmiechnęłam się.
- Dzień dobry. – nadal nie zabierał dłoni z mojej talii, więc odwróciłam się, by móc popatrzeć mu prosto w oczy – Jak się czujesz?
- Całkiem, całkiem. – przyznał – A ty? Wyspałaś się?
- Jak najbardziej – odpowiedziałam radośnie.
- I zdążyłaś już zrobić śniadanie? – spytał zdziwiony, gdy zauważył naszykowany posiłek – Mogłaś mnie obudzić, pomógłbym ci. – zakłopotany podrapał się po głowie – W końcu to ja jestem gospodarzem i to ja powinienem…
- Daj spokój! – położyłam palec na jego miękkich ustach – Chciałam być po prostu miła. Zresztą zdawałam sobie sprawę z tego, w jakim wy rano będziecie stanie – zaśmiałam się cichutko.
- Aż tak źle wyglądam? – jęknął.
- Powiedzmy, że z tobą nie jest jeszcze najgorzej. – rzekłam, a widząc jego pytające spojrzenie, dodałam – Przed siódmą przetransportowałam Rafinhę do sypialni. Miałeś rację z tym, że zaśnie w łazience.
- Trzeba było go tam zostawić. Widać było mu wygodnie – obdarzył mnie jednym z najpiękniejszych na świecie uśmiechów.
- Zajmował łazienkę, a ja chciałam się odświeżyć. Nie miałam wyjścia – wzruszyłam ramionami.
- Mogłaś przecież skorzystać z mojej – rzucił smutno i wypuścił mnie ze swoich objęć.
- Mhm. I znowu dostałabym poduszką? – zapytałam zadziornie.
- Nic takiego nie miałoby miejsca, gdybyś nie powiedziała niczego głupiego – rozchmurzył się.
- Nie powiedziałabym, gdybyś się tak na mnie nie gapił – zarzuciłam mu.
- A co w tym dziwnego, że przystojny piłkarz lustruje wzrokiem przepiękną dziewczynę? – zapytał z miną niewiniątka, a ja w odpowiedzi oblałam się rumieńcem.
- Dobra, idź obudzić chłopaków, a ja zrobię kawę – walnęłam go delikatnie ścierką w tyłek.
- Ej! – krzyknął, a potem oboje się zaśmialiśmy.
            Po kilku minutach usłyszałam tupot wielu stóp. Piłkarze dzielnie pokonywali schody, starając się przy tym nie wywrócić. Udawali, że dobrze się trzymają, ale ja byłam pewna, że głowy im pękają od ilości wczorajszego alkoholu. Uśmiechnięci wkroczyli na taras, gdzie już czekało na nich śniadanko mojego autorstwa. Nie mogłam powstrzymać się, aby nie wybuchnąć śmiechem, kiedy zobaczyłam ich nieporadne ruchy.
- Enrique nie byłby zadowolony takim widokiem – wyszczerzyłam się.
- Też cię kochamy – mruknął Alves.
- Przygotowałam wam jedzonko. – powiedziałam dumnie – Siadajcie, moje słoneczka.
            Posiłek minął w raczej miłej atmosferze. Niektórzy byli bardziej rozmowni niż inni – mam tu na myśli Daniego, ale jemu, to buzia się po prostu nigdy nie zamykała. Zupełnie jak mi…
            Na całe szczęście wszystkim piłkarzom udało się dojść do siebie przed kolejnym treningiem. Wiedzieli, że muszą wziąć się w garść, bo to już nie były przelewki – La Liga rozpoczęła się na dobre.

***

            Na meczu chłopcy dawali z siebie wszystko. Starali się i w końcu zostało to wynagrodzone. Odnieśli wysokie zwycięstwo, tym samym umacniając się na pozycji lidera. Po spotkaniu, jak zwykle czekał na mnie Tello. Wszędzie rozpoznałabym tę sylwetkę. Stał do mnie tyłem, więc cichutko się zakradłam i wskoczyłam mu na plecy. Początkowo nie wiedział, co się dzieje, ale po chwili usłyszałam, jak się śmieje. Wróciłam na ziemię i mocno go przytuliłam.
- Spacer? – zapytał z nadzieją w głosie.
- Zgoda – i ruszyliśmy przed siebie.
            Spacerowaliśmy pustymi uliczkami Barcelony. Śliczne iluminacje dodawały nastroju. Gadaliśmy o wszystkim i o niczym – jak zawsze. W końcu dotarliśmy pod mój blok. Cristian stwierdził, że odprowadzi mnie na górę, bo chce być pewien, że dotrę cała i zdrowa. Zaprosiłam go do mieszkania, bo wyczuwałam u niego podenerwowanie i wyraźną chęć rozmowy.
- Dobra, mów, o co chodzi – zachęciłam i stanęłam naprzeciwko niego. Zbliżył się na niebezpieczną odległość i zaczął wyrzucać z siebie, co mu leżało na sercu.
- Wiesz, bardzo się cieszę, że tu przyjechałaś, że po prostu jesteś… - ujął moją twarz w dłonie i szepnął – Jesteś dla mnie kimś niezwykle ważnym. Cholera… Ja się w tobie zakochałem – pochylił się nade mną i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.
 Byłam sparaliżowana, nie wiedziałam, co zrobić. W końcu Katalończyk się odsunął i powiedział:
- Nie chcę niszczyć naszej przyjaźni, ale musiałem ci to w końcu powiedzieć. To siedzi we mnie od naszego pierwszego spotkania.
            Opuścił moje mieszkanie, a stałam jak ten słup soli. Otrząsnęłam się i uświadomiłam sobie, co się przed chwilą stało. Trzasnęłam drzwiami i pobiegłam za nim. Miałam nadzieję, że jeszcze zdążę. Wybiegłam na ulicę i zobaczyłam jego oddalającą się sylwetkę. Nie miałam siły dalej za nim biec.
- Cris! – krzyknęłam, a on odwrócił się w moją stronę i do mnie podszedł.
- Coś się stało? – zapytał przerażony.
- Tak. Jestem kompletną idiotką! Kocham cię, Cris – rzuciłam się na niego i zaczęłam namiętnie całować.
- Naprawdę? – wyszeptał między pocałunkami, a ja tylko pokiwałam twierdząco głową – Kocham cię! – wykrzyczał, a ludzie wokół zaczęli się nam przyglądać.
- Ciszej, bo jeszcze paparazzi się zlecą. – zganiłam go – Cris? – zapytałam, kiedy ponownie znaleźliśmy się w moim domku.
- Tak? – odpowiedział uwodzicielskim tonem, przytulając mnie od tyłu.
- Dlaczego akurat teraz? – a widząc jego niezrozumienie, malujące się na twarzy, wyjaśniłam – Dlaczego akurat teraz postanowiłeś mi to wyznać?
- Wcześniej bałem się, że uciekniesz, zerwiesz kontakt. – popatrzył mi prosto w oczy – Ale teraz, kiedy wiedziałem, że będziesz tu przynajmniej do końca roku akademickiego i nie możesz uciec, odważyłem się.
- Kocham cię – powiedziałam i wpiłam się mocno w jego usta.
            Resztę wieczoru, a raczej prawie nocy, spędziliśmy oglądając jakiś głupi film. Siedzieliśmy przytuleni na mojej kanapie i co chwilę się śmialiśmy. Było bardzo miło. Koło pierwszej nad ranem mój chłopak – Boże, jak to dziwnie zabrzmiało – poszedł do siebie. Umówiliśmy się na kolację wieczorem.

***

            Założyłam czarną drapowaną sukienkę z krótkim rękawkiem od Chloe i najzwyklejsze balerinki.

 Włosy upięłam w koka, poperfumowałam się i wyruszyłam na miejsce spotkania.
- Dzień dobry, Kochanie – przywitał mnie najcudowniejszy głos świata, a ja bezwiednie się uśmiechnęłam.
- Cześć, Ukochany. – pocałowałam go – To jakie mamy plany?
- Szybki obiad, a potem chciałbym pokazać ci takie jedno fajne miejsce – uśmiechnął się tajemniczo.
            Posłałam mu szeroki uśmiech, a on chwycił mnie za dłoń i wyruszyliśmy przed siebie. Okazało się, że udaliśmy się do tej samej knajpki, w której byliśmy na naszym drugim spotkaniu. Lokal został odnowiony, ale widok pozostał niezmiennie przecudowny. Cris musiał pamiętać, że bardzo mi się tutaj podobało.
- Pamiętasz to miejsce? – zapytał, gdy już złożyliśmy zamówienie.
- Pewnie, że tak. Troszkę się tu pozmieniało – zauważyłam.
- Tak. Przejął to syn starego właściciela, ale jedzenie dalej jest tu świetne.
            Po chwili zajadaliśmy się już przepysznym daniem. Gawędziliśmy przy tym o naszych codziennych sprawach. Rozmawiając pojechaliśmy w pewne miejsce. Wysiadłam z auta piłkarza i poszłam za nim. Ale to co zobaczyłam…
- Wow… - szepnęłam.
- Podoba ci się? – objął mnie w pasie.
- Tu jest pięknie. – przyznałam – Skąd znasz to miejsce? – zaczęłam się rozglądać. Mnóstwo drzew, wrzosów, kwiatów… W otoczeniu skał, nieopodal delikatnie szumiał strumyk krystalicznej wody. A na dodatek panorama na stolicę Katalonii.
- Przyjechałem tu kiedyś, jak chciałem sobie wszystko przemyśleć. Wiedziałem, że przypadnie ci do gustu. – uśmiechnął się – Taka romantyczna sceneria.
- Nie wiedziałam, że jesteś romantykiem – zaśmiałam się i złączyłam nasze usta.
- Nie wiesz o mnie jeszcze wielu rzeczy, Kochanie.



CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

***

Tadaaaaaam!!!!
No i macie ich w końcu razem! :D
Happy?
Bo oni tak - na razie :p
Ale spokojnie, chwile szczęścia nie skończą się tak znowu szybko. ;)
W przyszłym rozdziale... będzie fajnie, hehe ^_^
Jak zawsze - od Was zależy,
kiedy pojawi się kontynuacja.
Piszcie, co sądzicie, robaczki ;*
Do napisania <3

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

Rozdział 27

            Kolejne tygodnie mijały mi tak samo. Rozpoznanie terenu, zmienianie czegoś w mieszkaniu, zakupy, spędzanie czasu z Tello, treningi chłopaków, fitness – tak, nie odpuściłam sobie tej świetnej formy wysiłku. W końcu nadszedł 1 października – pierwszy dzień na uczelni.
- No chodź już, bo się spóźnimy! – marudził piłkarz, kiedy miałam zamiar opuścić sypialnię.
- Idę przecież – złapałam torebkę i ruszyliśmy do wyjścia.
- O której kończysz? – zapytał, parkując przed uniwersytetem.
- O drugiej.
- To przyjadę po ciebie po treningu. Trzymaj się – cmoknął mnie w policzek i odjechał w kierunku Ciutat Esportiva.
            Podobno pierwszy wykład jest najgorszy. Trudno się przyzwyczaić do nowej uczelni, innego języka wykładowego, nowych profesorów, studentów. Muszę jednak przyznać, że wcale nie było tak źle. Katalończycy to z reguły bardzo otwarci, przyjaźni i serdeczni ludzie. Od razu poczułam się jak w domu.
            Po zajęciach wyszłam przed budynek. Chciałam usiąść sobie na ławeczce na dziedzińcu i spędzić trochę czasu na słońcu, ale ku mojemu zdziwieniu zauważyłam opartego o Rovera bruneta. Zdziwiłam się, że przyjechał tak szybko. Musiał się urwać z treningu. Miał na sobie zwykłe jeansy i obcisłą, szarą koszulkę, która idealnie podkreślała jego perfekcyjnie wyrzeźbione ciało. Kiedy mnie ujrzał, uśmiechnął się nieznacznie i poprawił swoje okulary przeciwsłoneczne. Matko! Jaki z niego mega przystojniak!
- Cześć, piękna. – rozłożył ramiona, w które natychmiast się zanurzyłam – Jak tam pierwszy dzień?
- Hej, przystojniaczku. Całkiem nieźle. – dałam mu buziaka i chciałam wsiąść do auta, ale on przytrzymał mnie za nadgarstek i ponownie do siebie przyciągnął – Co jest? Nie jedziemy?
- Jedziemy, ale na zakupy do centrum.
- Po co?
- Wspólnie z chłopakami uznaliśmy, że należy oblać początek roku akademickiego naszej przyjaciółki. I w związku z tym robimy dzisiaj u mnie grilla. A ty pomożesz mi w przygotowaniach. Wiesz, że nie jestem w tym najlepszy.
- Ok, ale zajedziemy potem do mnie, żebym mogła się przebrać – rzuciłam i zajęłam miejsce pasażera.
- I weźmiesz sobie od razu coś na zmianę. – dodał, a widząc mój pytający wzrok – U nas takie spotkania kończą się bardzo późno, a nie chcę, żebyś wracała sama po nocy. Zostaniesz u mnie, kilku chłopaków pewnie też nie będzie w stanie wracać do domu – uśmiechnął się tak słodko, że nie mogłam mu odmówić.
            Najpierw pojechaliśmy do mojego mieszkania, jako, że było nam po drodze. Założyłam szare spodnie dresowe Nike i krótką szarą koszulkę z napisem „LUCKY 94”.

Zabrałam jeszcze moje ukochane lustrzanki od Victorii Beckham i udaliśmy się na zakupy. Kupiliśmy kiełbaski, mięso, trochę warzyw, bo miałam zrobić szaszłyki no i oczywiście alkohol. Zdawałam sobie sprawę z tego, że będę musiała mieć oko na piłkarzy, bo na pojutrze mieli zaplanowany ważny mecz.

***

            Naszykowałam wszystko, a Cristian rozpalił grilla. W lodówce chłodziło się piwo, kiedy przyszli pierwsi goście. Już od progu słyszałam rozbawionego Alvesa.
- Meli, przyjaciółko! – rzucił się na mnie.
- Dani, myszko! Czy ty chcesz mnie udusić? – zaśmiałam się, a Brazylijczyk w te pędy wypuścił mnie z niedźwiedziego uścisku.
            O 18:00 byli już wszyscy, czyli: ja, Cris, Dani, Ney, Munir, Lio, Ini, Xavi, Pedro, Piqué, Bravo, Mascherano, Anto, Shaki, Rafa, Rafinha, Montoya, Bartra i Alba. Dzięki nim poczułam się jak w rodzinie. W Barcelonie nie brakowało mi kompletnie niczego.
- Kochani, - zaczęłam, unosząc do góry butelkę piwa – chciałam wam serdecznie podziękować za to, że jesteście dla mnie tacy dobrzy i że przyjęliście mnie do swojej paczki. Jesteście nieocenieni. Wasze zdrowie!
- To my ci dziękujemy, że jesteś i masz oko na naszych chłopaków – uściskała mnie Shakira.
- I wnosisz tyle radości do naszego życia – dodał Iniesta.
- Dobra, bo się jeszcze popłaczę – rzuciłam lekko wzruszona.

***

            Po dziesiątej wieczorem Shaki z Gerem, Anto z Lio, Ney z Rafaellą oraz Iniesta pożegnali się i wrócili do siebie. Reszta dalej popijała piwo, gadała i takie tam. Siedziałam na kolanach Crisa, kiedy zrobiło mi się zimno. Ten natychmiast pobiegł po swoją bluzę, którą następnie zarzucił mi na ramiona.
- Już lepiej? – zapytał, pocierając moje plecy.
- Tak, dziękuję. – odrzekłam i ucałowałam jego policzek – Wiesz, chyba trzeba już zgarnąć twoich kumpli, bo jeszcze zasną ci w ogródku – zaśmiałam się.
- A tego byśmy nie chcieli. – wypuścił mnie z objęć i zwrócił się do piłkarzy – Dobra, chłopaki. Podnosimy się i idziemy spać – zarządził.
- Przecież jest jeszcze wcześnie… - zaczął jęczeć Alves.
- Nie marudź! Marsz do łóżek, ale już!
- Ale ja nie chcę! – miał minę naburmuszonego dziecka.
- Dani, Kochany, teraz się podniesiesz, a ja cię osobiście odprowadzę do pokoju. Pasuje? – próbowałam udobruchać Brazylijczyka.
- A zaprowadzisz mnie do łóżka? – spytał już nieco uśmiechnięty – I opatulisz kołderką?
- Skoro tak ci na tym zależy… - puściłam mu oczko – No, chodź już.
            Uporałam się z wprowadzeniem Daniela na piętro i umieszczeniem go w łóżku, bo sam nie był do tego zdolny. Potem poszłam pomóc gospodarzowi z pozostałymi graczami. Nie było to łatwe zadanie, bo chłopcy do chudzielców raczej nie należeli, ale daliśmy radę wspólnymi siłami.
- To ja idę wziąć prysznic – powiedziałam i już chciałam udać się do łazienki, ale w ostatniej chwili Tello zniszczył moje marzenia.
- Chyba będziesz musiała skorzystać z mojej, bo Rafinha okupuje drugą. I wydaje mi się, że dzisiaj już z niej nie wyjdzie. Możliwe, że tam zaśnie – zaśmiał się.
- O nie. W takim razie ja więcej na te wasze domówki, a raczej ogrodówki nie przychodzę. – zdenerwowałam się – A nie będzie ci przeszkadzało, jeśli umyję się u ciebie? – spytałam niepewnie.
- Nie no skąd. Śmiało. Czuj się jak u siebie – zachęcił.
            Posłuchałam go, wzięłam piżamkę z przygotowanego dla mnie pokoju i udałam się do łazienki, która była bezpośrednio połączona z sypialnią Crisa. Musiałam więc przez nią przejść. Na szczęście Katalończyk chyba zszedł do kuchni, bo wydawało mi się, że słyszałam odgłos otwieranej lodówki. Weszłam pod prysznic. Woda przywróciła mnie do normalności. Tego mi trzeba było po wieczorze w towarzystwie zabawowych facetów. Pełen chillout… Wytarłam się jednych z mięciutkich ręczników, pokremowałam moim ulubionym balsamem z wyciągiem z kolumbijskiej kawy, rozczesałam włosy i ubrałam się.
Przejrzałam się dokładnie w lustrze. Niesforne fale opadały mi na ramiona. Moja „nocna kreacja” bardzo przypominała dres. Szare długie spodnie ze ściągaczami w nogawkach, opinające delikatnie moje niezbyt szerokie biodra. Do tego bluza z rękawkiem długości ¾ z zabawnym nadrukiem. Nieco przykrótka odsłaniała delikatnie mój idealnie płaski brzuch. Zabrałam kosmetyk i pewna siebie opuściłam pomieszczenie. Zgasiłam światło i wtem poczułam, że ktoś mi się przygląda. Odwróciłam się w stronę wielkiego łóżka. Cristian sobie na nim leżał i mierzył mnie z góry do dołu.
- Coś nie tak? – zapytałam i sprawdziłam, czy nie jestem jakaś brudna, czy coś.
- Nie, wszystko w porządku. Do twarzy ci w tej piżamce – uśmiechnął się zadziornie.
- Ja nie lubię spać bez koszulki, jak niektórzy – wskazałam na niego palcem.
- Coś ci się we mnie nie podoba? Chyba nie jestem za gruby? – udawał, że jest mu przykro.
- Och, słoneczko, jesteś naprawdę w świetnej formie. – uśmiechnęłam się do niego promiennie, a stojąc już w drzwiach, dodałam – Ale jak dalej będziecie tak balować, to łóżko przestanie cię utrzymywać – zaśmiałam się z przyjaciela i w ostatniej chwili zdążyłam umknąć przed nadciągającą poduszką.




CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

***

Przybywam z kolejnym rozdziałem.
Po ostatnich komentarzach widzę, że nie możecie się już
wręcz doczekać, kiedy do czegoś między Mel a Crisem dojdzie. :D
Tak więc postanowiłam, że...
Nie będę Was długo trzymać w niepewności, ale...
No właśnie. Ja zawsze mam jakieś "ale".
Jedna rzecz wydarzy się już w nexcie,
ale to nie to, o czym pewnie część z Was pomyślała. :p
"To" odrobinkę, takie tyci tyci później. ;)
A... I mam małą niespodziankę przygotowaną.
Ale pojawi się ona z okazji 30 rozdziału. :)
Wprowadzę kilku nowych bohaterów.
Chciałabym też zaznaczyć, że kilka kolejnych rozdziałów
będzie w opowiadaniu dzieliła pewna ilość czasu.
Mam jednak nadzieję, że się połapiecie i w niczym to nie przeszkodzi. :D
No ok, to ja zostawiam Was z tym wpisem.
Zastanawiajcie się, kto jeszcze pojawi się w tej historii.
Swoje typy możecie podawać w komach. ^_^
Szybkość nexta oczywiście zależy od Was.
Buziaki ;*