środa, 8 lipca 2015

Nowy blog

Zapraszam serdecznie na nowego bloga i bardzo proszę o Wasze opinie, komentarze. ;) 
Uprzedzę niektóre pytania i od razu powiem: tak, to ten blog z Neymarem. :p
Mam nadzieję, że się komuś spodoba. 
Buziaczki, kochani moi <3

czwartek, 2 lipca 2015

Epilog

Pół roku później…
            Wszystko już było dopięte na ostatni guzik. Suknia ubrana, szpilki też. Makijaż zrobiony, fryzura ułożona. Javier nakarmiony i elegancko ubrany. W lokalu menu dopracowane i przez nas zatwierdzone. Szampan i inne różne alkohole chłodziły się w lodówce. Sala i ogród przystrojone, pokoje wynajęte. Samochód też już stał przed naszym domem. Tę ostatnią noc postanowiliśmy spędzić oddzielnie, więc Cristian przebywał w moim starym mieszkaniu w Barcelonie. Postanowiliśmy z niego nie rezygnować, tylko je kupić - czasem ratowało nam życie. Niańka do dziecka załatwiona – Lio. Bilety gotowe. Wszystko na swoim miejscu.
            Wczoraj chłopcy wznieśli po raz kolejny już trofeum Ligii Mistrzów. Znowu niezwyciężeni. Opijali zatem dwie okazje – zwycięstwo i wieczór kawalerski Tello. Miałam jedynie nadzieję, że przyjdą na ślub w miarę trzeźwi.
            Punkt 14:00 wysiadłam z auta i pod eskortą mojego taty wkroczyłam do katedry św. Eulalii. Przy ołtarzu czekał już na mnie mój wybranek oraz duchowny.
            Nie potrafiłam ukryć wzruszenia, kiedy na moim serdecznym palcu lewej ręki zalśniła wykonana na zamówienie obrączka. Po moim policzku spłynęła pojedyncza łza. Łza szczęścia. Mój mąż natychmiast ją starł, nie rozmazując przy tym makijażu. Przysunął mnie do siebie stanowczo i zachłannie wpił się w moje usta dosłownie w sekundę po pozwoleniu księdza. Ludzie wiwatowali i cieszyli się razem z nami. Uśmiechnięci wybiegliśmy z katedry, cały czas trzymając się za ręce.

            W tym momencie nie miałam już żadnych wątpliwości. Byłam na odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie i z odpowiednimi osobami. Miałam przed sobą całe życie. Właśnie rozpoczynałam nowy rozdział w tej obszernej, pełnej zwrotów akcji księdze. Jako pani inżynier Melisa Lam. Żona piłkarza Cristiana Tello Herrery. Matka miesięcznego Javiera Josepa Tello Lama. Nie musiałam już dłużej szukać. Nie musiałam już przemierzać świata, jak głosiły słowa piosenki. Ja już znalazłam moje szczęście na ziemi. Na katalońskiej ziemi.




***

I tak oto dobrnęliśmy do końca tej historii.
Zajęło mi to pół roku.
Chciałabym w tym miejscu podziękować wszystkim tym,
którzy czytali to opowiadanie i swoimi komentarzami dodawali mi chęci twórczej.
Bez Was to nie miałoby sensu. ;*
Dziękuję też za tyle wyświetleń. :D
Czytałam pod rozdziałami wiele wspaniałych opinii,
zarówno na temat opowiadania, jak i mojego rzekomego talentu.
Jest mi niezmiernie miło, że byliście tu ze mną
i z całego serca pragnę Was poprosić, byście nie odchodzili,
tylko odwiedzali moje następne blogi.
Aktualnie jestem tutaj:
http://bose-stopy-biale-sny.blogspot.com/
gdzie pojawia się opowiadanie pod tytułem 
"Corazón azulgrana, sueños blancos".
Serdecznie na nie zapraszam i proszę o opinie ;)
Również na tym blogu poinformuję Was o rozpoczęciu kolejnego
- tym razem będzie ono o nieco innej tematyce,
ale zagości w nim na dobre Neymar.
Tego chciałyście, prawda? :p
W planach mam też kilka innych opowiadań
i pewnie część z Was już o tym wie.
Są one w trakcie realizacji, że się tak wyrażę.
Mogę zdradzić tyle, że kolejne dwa po tym o Juninho
będą bardziej refleksyjne i możliwe, że bardziej chwytające za serce.
Jeśli będą jakieś pytania, chętnie na nie odpowiem.
Nie bójcie się - nie gryzę. ;D
Wracając do"W poszukiwaniu szczęścia"...
Muszę Wam przybliżyć kilka rzeczy.
Po pierwsze tytuł.
Jest on nawiązaniem do piosenki "1 moment".
Skąd ten pomysł?
To był czysty przypadek.
Zastanawiałam się nad tytułem, a w radio leciała akurat ta piosenka.
Jako, że już wcześniej chciałam umieścić jej tekst w opowiadaniu,
podpasował mi ten pomysł i już. :)
Moja przyjaciółka stwierdziła, że jest w tej historii kilka wątków autobiograficznych.
Muszę stwierdzić, że coś w tym jest.
Natomiast prawda jest taka, że chcąc nie chcąc
zawsze w głównej bohaterce jest coś ze mnie.
Czasem jest to jedna cecha, czasem inna.
No nic...
Jeszcze raz wszystkim dziękuję.
Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko pożegnać się z tym blogiem. :')
To koniec, żaden post już się tutaj nie pojawi.
No chyba, żeby tylko was poinformować o nowym blogu..
Anyway...
Całuję Was i do zobaczenia na innych blogach.
Kocham Was <3
~Lilka

Rozdział 45

Trzy miesiące później…
- Kochanie pospiesz się, bo nie zdążymy! – krzyczał mój narzeczony – Pojadę bez ciebie.
- Idę już przecież. A ciekawe co byś z tego miał, jakbyś pojechał sam? Ciebie miałaby zbadać ginekolog? – uśmiechnęłam się, schodząc po schodach.
- Ja po prostu chcę już zobaczyć nasze dzieciątko. I dowiedzieć się, czy to chłopiec czy dziewczynka – naburmuszył się.
- No już dobrze, dobrze, Kochanie. Wiem, że nie możesz się już doczekać, aż ponownie zostaniesz tatusiem – złożyłam na jego ustach słodki pocałunek.

***

- Może być pan spokojny, że ktoś pana godnie zastąpi w FC Barcelonie – powiedziała tajemniczo lekarka.
- To znaczy że…
- Tak, będą państwo mieli synka.
- Javier Josep Tello Lam. – wyszeptał Cristian, całując moją dłoń – Do zobaczenia za pięć miesięcy – uśmiechnął się szeroko, a moje serce zalała fala ciepła.
            Miałam wszystko o czym zamarzyłam. Wszystko. Kochającego mężczyznę u boku. Małego chłopczyka w sobie. Ślub w planach. Piękny dom w budowie – postanowiliśmy się przeprowadzić do Castelldefels jeszcze przed rozwiązaniem. Cudownych przyjaciół. A jako culé miałam Mistrzostwo Hiszpanii, zwycięstwo w Lidze Mistrzów, Puchar Króla, Superpuchar Hiszpanii, Superpuchar Katalonii i cały nowy sezon przed sobą.

            Na dodatek mój narzeczony już załatwił oficjalny, oryginalny strój Blaugrany dla naszego bobasa. Wszystko się układało idealnie. Jak na razie mieszkaliśmy w Barcelonie, ale kto wie? Może przyjdzie nam kiedyś opuścić to miasto, w którym się poznaliśmy i dzięki któremu jesteśmy razem? Ale jedno było pewne. Chcieliśmy się zestarzeć w stolicy Katalonii, chodząc na wszystkie mecze naszej ukochanej drużyny.




***
Taki króciutki, ale przynajmniej jest. :)
No i został nam jeszcze tylko epilog...
<3