Po
kilku tygodniach było już u mnie lepiej. Skupiłam się na zajęciach i
egzaminach, kolokwiach. Oczywiście nadal utrzymywałam regularny kontakt z
Cristianem. Na początku nalegał na mój przyjazd, ale po jakimś czasie w końcu
sobie odpuścił. Najwidoczniej nie chciał na mnie niczego wymuszać.
Pewnego
dnia czekałam po wykładzie na koleżankę i wtedy rzuciła mi się w oczy pewna
ulotka. Dotyczyła programu ERASMUS+ – wymiany studenckiej. Szybko ją
przekartkowałam. Dotarłam do strony przeznaczonej dla mojego kierunku. Takie
tam ogólne informacje, a poniżej lista szkół partnerskich. Wśród nich
Uniwersytet Kataloński. Moje serce zaczęło bić szybciej. Jedyne co słyszałam,
to jeden wielki szum. Nie zauważyłam nawet, kiedy zjawiła się obok mnie Olka.
- Halo, ziemia do Melisy! – machała mi
dłońmi przed oczami.
- Co? A…tak. Przepraszam, zamyśliłam się.
- Składasz podanie? – spytała wskazując
ulotkę, którą trzymałam.
- Sama nie wiem.
- Czemu? To całkiem fajna sprawa. Moja
kuzynka była we Francji i bardzo sobie chwaliła. Musisz się pospieszyć, bo
termin składania dokumentów mija w piątek, a dziś już wtorek.
- Przemyślę to jeszcze – uśmiechnęłam się.
- Jak tam sobie chcesz, ale weź potrzebne
dokumenty z sekretariatu jak najwcześniej, tak na wszelki wypadek – puściła mi
oczko.
***
Tej
nocy nie mogłam zasnąć. Biłam się z myślami. O 3:15 podjęłam ostateczną
decyzję. Wstałam z łóżka, zapaliłam lampkę w salonie i usiadłam przy stole.
Sięgnęłam po torebkę, z której wyciągnęłam teczkę. Otworzyłam ją i ślepo
zagapiłam się na dokumenty. Wzięłam czarny długopis i zaczęłam wypełniać
kolejne rubryczki. Szybko się uwinęłam z tymi formalnościami i nareszcie z ulgą
opadłam na legowisko. Przykryłam się cieplutką kołderką i odpłynęłam do krainy
Morfeusza.
Zajęcia
miałam dopiero na 12:00, więc mogłam spokojnie się wyspać. Bardzo mi się to
przydało. Dawno nie byłam tak zrelaksowana. I szczęśliwa zarazem.
Zjadłam
jajecznicę z kiełbaską, papryką, pomidorem i szczypiorkiem, wypiłam kawę i
udałam się na uczelnię. Było wcześnie, toteż postanowiłam odwiedzić sekretariat
oraz zostawić tam wypełnione zgłoszenie.
- Jednak? – zapytała pani Maria.
- Tak. – uśmiechnęłam się szeroko – W końcu
raz kozie śmierć.
- Jestem pewna, kochana, że nie pożałujesz
tej decyzji. Tak samo jak jestem pewna, że się dostaniesz.
- Skąd ta pewność? – uniosłam brwi.
- Bo masz najlepsze oceny na wydziale. No i
certyfikaty językowe też przemawiają za twoją kandydaturą.
Rozpierana
radością popędziłam na wykład profesora Mączki. Dzień minął mi jak z bicza
strzelił. Stwierdziłam, że powiem o wszystkim Crisowi dopiero, kiedy będzie już
wiadomo, czy się zakwalifikowałam do projektu. Nie chciałam wzbudzać w nim
niepotrzebnej nadziei.
***
- Meli, jest już wywieszona lista! Chodź
szybko! – złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę tablicy ogłoszeń.
- Olka, spokojnie. Oderwiesz mi rękę i
wtedy to już na pewno nigdzie nie wyjadę – śmiałam się z niej.
- Śmiej się, śmiej. – zrobiła dramatyczną
pauzę – Dostałaś się!
- Co?! Odsuń się, muszę to sama zobaczyć.
Nie
wierzyłam własnym oczom. Na liście faktycznie widniało moje nazwisko. Nie
mogłam pohamować radości i zaczęłam skakać jak szalona. Wtórowała mi w tym
Aleksandra. Ktoś mógłby pomyśleć, że jesteśmy jakieś nienormalne!
- Musimy to oblać. Zapraszam na drinka.
- Z tobą zawsze – zgodziła się.
***
O
ósmej wieczorem byłam już w domu. Wypiłyśmy po dwa drinki, więc nie byłam
pijana. Wykąpałam się i, gdy wyszłam z łazienki, usłyszałam dzwoniący telefon.
Zerknęłam na wyświetlacz. Powiem mu – pomyślałam i odebrałam połączenie.
- No hej, przystojniaku. Co tam?
- Hej, Meli. U mnie wszystko w porządku, a
co ty taka wesoła jesteś?
- Ty też zaraz będziesz. – zapewniłam go –
Muszę powiedzieć ci coś bardzo, ale to bardzo ważnego.
- Ok… - odrzekł niepewnie.
- Szukaj mi mieszkania. Najlepiej niedaleko
Uniwersytetu Katalońskiego – uśmiechnęłam się sama do siebie na tę myśl.
- Jak to? Nie rozumiem. Możesz mi to jakoś
wytłumaczyć?
- Dostałam się na wymianę i od października
będę studiowała w Barcelonie.
- Serio? – wydawał się być równie
podekscytowany jak ja – To kiedy przyjedziesz?
- Myślę, że w lipcu.
- Już się nie mogę doczekać – powiedział.
- Zobaczymy ile dasz radę ze mną wytrzymać.
Będziesz miał mnie na głowie prawie przez cały rok.
- Dam sobie jakoś radę – był pewny siebie.
KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
***
Miało być po 9 komentarzach,
ale jako że nie ma opcji, abym dodała rozdział jutro...
to macie go dzisiaj :D
Zadowolone z takiego obrotu spraw?
I mam dobrą (chyba) wiadomość.
A mianowicie od teraz rozdziały powinny być nieco dłuższe.
No to ja lecę do kina, hehe ;)
Dacie radę z 9 komentarzami?
Jeśli tak, to w niedzielę pojawi się 25 rozdzialik. :p
Buziaki ;*
Wiedziałam! Phi mordka mi się cieszy do telefonu ;D kochana czekam ba recenzje bo sama chce się wybrać w przyszłym tygodniu więc jak coś to pisz wiadomość do mnie ;D
OdpowiedzUsuńBuźka. <3
No to się cieszę, że się podoba ;)
UsuńBoski rozdział. Mel leci do Tello ^^
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńNawet nie wiesz, jak się cieszę ♥ Podjęła decyzję, której mam nadzieję nie będzie żałować ;) Nie mogę się doczekać rozwoju sytuacji ^^ Pozdrawiam i mam nadzieję, że do zobaczenia w niedziele ; *
OdpowiedzUsuńNo nie wiem, czy nie będzie kiedyś żałować :p
Usuń*,* uwielbiam twoje opowiadanie ! Czekam na kolejne czesci :) !
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję *.*
UsuńNo wreszcie wyjazd do Barcelony! <3
OdpowiedzUsuńRozdział boski *-*
Czekam na kolejny! ;**/Zuza
No musiałam ją tam znowu wysłać ;)
UsuńNo kochana mordka się cieszy;D rozdział wspaniały;** czekam na kontynuacje;*
OdpowiedzUsuńHehe, dziękuję :D
UsuńSuper rozdział naprawdę przyjemnie się czyta aż się mordeczka śmieje :)
OdpowiedzUsuńOjej, dziękuję ;*
Usuń