Dwa
miesiące minęły mi jak z płatka. Uczelnia, Błażej, Lara, dom,
wiadomości i telefony do Crisa. Byłam bardzo zabiegana. Nie
ukrywałam, że czasami miałam już tego wszystkiego po dziurki w
nosie. Najchętniej ukryłabym się przed całym światem. Każdy
czegoś ode mnie chciał. A to notatki z wykładów, a to pomocy z
czymś tam, a to jakaś impreza, tłumaczenie. Do tego doszedł
jeszcze egzamin z angielskiego, ale od tak dawna się do niego
zbierałam, że już po prostu musiałam do niego podejść. Dzięki
niemu będę mogła prowadzić szkolenia i kursy, co mogłoby
oznaczać przypływ kasy. Ale najpierw trzeba go jeszcze zdać…
-
Melisa, ty się zaharowujesz. Musisz odpocząć! – powiedziała
moja psiapsióła.
-
Wiem, Lara, wiem. Ale niedługo kończę rok, więc sobie wszystko
odbiję, zobaczysz – posłałam jej promienny uśmiech.
-
Wiem. I nawet wiem jak – zrobiła tajemniczą minę.
-
Larysa, co ty znowu kombinujesz?
-
Ja? Nic nie kombinuję. – przyznała z miną niewiniątka, a po
chwili dodała – Już wykombinowałam.
-
Co? Czy ja mam cię zabić?
-
Spokojnie, to nic strasznego. Po prostu spędzisz ze mną wakacje.
-
I co, będziemy tu tak niby siedzieć tyle czasu? A może do domu
wrócimy? – rzuciłam ironicznie.
-
No przecież nie będziemy siedzieć tutaj. Mam bilety na lot do
Portugalii. Zabukowałam też już hotel. Nie masz wyjścia, skarbie.
-
Jesteś wariatką, wiesz?
-
Wiem. I za to mnie kochasz – uśmiechnęła się szeroko.
W
gruncie rzeczy cieszyłam się na wyjazd do Porto. W końcu obiecałam
Cristianowi, że go odwiedzę. Poza tym potrzebowałam odpoczynku, a
Lara musiała uciec z dala od ludzi. Miała ostatnio gorszy czas.
Rozstała się z Łukaszem. Niby za porozumieniem stron, ale oboje
bardzo to przeżywali. Ona tuż po maturze, kiedy rozstałam się z
Błażim, zaopiekowała się mną, pojechała do Hiszpanii.
Postanowiłam, że jeszcze dziś zadzwonię do kuzyna mieszkającego
w Szwecji, na wyspie Orust – totalnym odludziu i spróbuję
załatwić nam chociaż krótki pobyt z dala od cywilizacji. Jeśli
mój plan się powiedzie, to ona zwariuje ze szczęścia.
***
Dzień
przed wylotem spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy i kładąc się
już do łóżka uświadomiłam sobie, że przecież powinnam dać
znać Tello o naszym przyjeździe.
-
Hej, Cris! – przywitałam się z przyjacielem.
-
No cześć, Melitta. Co tam u ciebie słychać? Masz już wolne?
-
Tak. Wszystko u mnie ok, a u ciebie?
-
Wszystko w jak najlepszym porządku. Wczoraj wróciłem z wakacji z
Carlotą. Moja córa rośnie jak na drożdżach.
-
Dumny z ciebie tatuś – zaśmiałam się.
-
A co!
-
Wiesz, tak chciałam się zapytać, czy masz na jutro jakieś plany?
-
O 10:00 idę na trening, ale dlaczego pytasz? – był wyraźnie
zbity z tropu.
-
Bo tak sobie pomyślałam, że mógłbyś nas w takim razie po drodze
zgarnąć z lotniska…
-
Co?! Przyjeżdżacie?
-
Tak, jutro o 6:30 mamy z Larą samolot.
-
Będę czekał przed lotniskiem. Do zobaczenia!
Wow,
nie myślałam, że aż tak się ucieszy. Co prawda zdawałam sobie
sprawę z tego, że będzie bardziej zadowolony niż mój chłopak,
który – krótko mówiąc – wkurzył się na mnie i moją
przyjaciółkę. Długo go musiałam przekonywać do tego pomysłu. W
końcu stwierdził, że w takim razie on wyskoczy sobie gdzieś z
kumplami. A niech jedzie!
Nazajutrz
koło 9:00 rano lądowałyśmy już w Porto. Od razu poprawił mi się
humor. Lara też się ucieszyła. Na zewnątrz świeciło piękne
słońce, panował upał. Gdy wyszłyśmy na parking, automatycznie
zaczęłam szukać wzrokiem czarnego Range Rovera Evoque. Stał
niedaleko wejścia. Pociągnęłam przyjaciółkę i udałyśmy się
w jego kierunku. Wysoki brunet siedział w środku. Miał założone
czarne okulary, ale i tak go poznałam. Nachyliłam się nad otwartym
oknem i delikatnie pocałowałam go w policzek. Zdziwiony, obrócił
się w moją stronę i natychmiast uśmiech zagościł na jego
twarzy.
-
Mel, Lara! Wsiadajcie!
-
Ciebie też miło widzieć, przystojniaku – zaśmiała się moja
towarzyszka.
Piłkarz
zawiózł nas do hotelu, a sam pojechał na trening. Obiecał, że
przyjdzie po nas o osiemnastej i zabierze na kolację. Jak obiecał,
tak też zrobił. My zdążyłyśmy się już rozpakować i zadomowić
w jednym z tych przepięknych pokoi hotelu HF Ipanema Park. Wieczór
był bardzo miły. Spędziliśmy go całą trójką w jednej z
nadmorskich knajpek. Po posiłku wróciłyśmy do pokoju, bo byłyśmy
troszeczkę zmęczone. Miałyśmy zamiar odpocząć i przygotować
się na pełen wrażeń pobyt w tym portugalskim mieście.
Nasze
pierwsze dni wyglądały tak: pobudka około dziesiątej, śniadanie,
plaża, drinki, miasto (zakupy), kolacja, spacer. Pełen chillout.
Gdyby nie liczyć setek wiadomości od Błażeja. Chciał wiedzieć,
co u nas słychać, ale to raczej wyglądało, jak…sama nie wiem…
próba kontroli, inwigilacja? Sam pojechał z kumplami nad jezioro, a
do mnie miał pretensje. Przeszło mi przez myśl, że może być
zazdrosny, ale przecież nie miał o co. Nigdy nie dałam mu do tego
powodów.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
***
Hejka :)
Przepraszam, że dopiero dziś, ale złośliwość rzeczy martwych
- normalnie wyczerpał mi się limit internetów :(
Ale dorwałam się do kompa rodziców, bo sobie gdzieś pojechali
i dodaję Wam rozdział dzisiaj, a tak to pojawiłby się dopiero w środę wieczorem..
Obiecałam wyjazd i macie Larę i Melkę u Crisa w Porto :D
Zadowolone?
Mam nadzieję, że tak, bo długo ten pobyt nie potrwa :p
Ale będzie jeszcze jedna niespodzianka.
I Cristian na chwilkę znowu zniknie (przepraszam).
Next pewnie już podczas wolnego.
Piszcie, komentujcie - nie gryzę :p
Do następnego wpisu ;*