czwartek, 28 maja 2015

Rozdział 36

            Przekroczyłam próg lotniska i dopiero wtedy dotarło do mnie, że byłam na Rodos! Zgodnie z obietnicą Antonella i Shakira porwały mnie na babski wyjazd w krótkiej przerwie między semestrami. Wszystko dokładnie zaplanowały. Mebarak ustaliła swoją trasę koncertową i pracę w studio nad nowym albumem tak, żeby nic nie kolidowało z naszymi wakacjami. Jednak do końca nie chciały mi zdradzić celu podróży. Powiedziały tylko, żebym zabrała strój kąpielowy i ciuszki odpowiednie na upał.
- Dobra, a teraz proszę mi się wyspowiadać, jaki cel przyświeca temu porwaniu? – zaśmiałam się, popijając drinka z palemką.
- Chciałyśmy się odstresować. No i razem z Anto troszkę odpocząć od dzieci – Kolumbijka poprawiła kapelusz na głowie.
- Nie zrozum nas źle. My kochamy te maluchy, ale sądzimy, że ich tatusiowie powinni zobaczyć, jak to jest się non stop zajmować dzieckiem. A poza tym… - urwała Ant.
- Tak? – próbowałam pociągnąć ją za język.
- W końcu zdecydowaliśmy się na ślub – uśmiechnęła się promiennie.
- Shaki, czy ty to słyszałaś? – wypaliłam.
- No to gratulacje. – uścisnęłyśmy ją – To kiedy będziemy się bawić na zaślubinach Messiego i naszej przyjaciółki?
- Za miesiąc.
- Co?! – krzyknęłyśmy z piosenkarką jednocześnie.
- Ale przecież to za mało czasu? Jak wy to wszystko zorganizujecie? – zapytała Shakira – Ja pamiętam, że nam zajęło to prawie 3 miesiące.
- Shaki, a jak możesz nie pamiętać, skoro wyszłaś za mąż dwa tygodnie temu? – rzuciłam.
- Spokojnie, dziewczyny. – mówiła Argentynka – Lio oświadczył się już rok temu, ale tak jakoś odkładaliśmy ustalenie daty… Ale ja cały czas planowałam wszystko szczegółowo i już jest gotowe – posłała nam uspokajający uśmiech.
- A sukienka? – zapytałam.
- I tu mam do was prośbę. To ja wybierałam to miejsce. I między innymi dlatego, że mam tu mieć za dwa dni przymiarki. Pójdziecie ze mną i pomożecie? – pytała z nadzieją w głosie.
- No pewnie, kochana – przytuliłam ją mocno.
- Zawsze możesz na nas liczyć – zawtórowała mi piosenkarka.

***

            Przez kilka godzin siedziałyśmy w salonie sukien ślubnych. To była kolekcja jakiegoś tam projektanta, ale nie pamiętałam dokładnie jakiego. Czas dłużył nam się niemiłosiernie, a Ant przymierzyła chyba z setkę kiecek. Całe szczęście, że pomieszczenie było klimatyzowane, bo w innym wypadku wszystkie trzy byśmy się tam chyba ugotowały!
            Kiedy w końcu przyszła panna młoda wybrała tą swoją jedyną i idealną suknię, przybiłyśmy sobie z Shaki piątkę. Jakoś dałyśmy radę to przetrwać. Nasza przyjaciółka stała na podeście i coś tam jej podpinali, żeby wszystko świetnie leżało. Chciałyśmy już wychodzić, gdy Roccuzzo uśmiechnęła się do nas z rozbawieniem i zapytała:
- A wy dokąd, moje piękne? Teraz wasza kolej. – popatrzyła na nas i się zaśmiała. Musiałyśmy mieć zabawne miny – Jako moje druhny musicie ślicznie wyglądać. Mierzyć mi te cholerne kiecki, już! – zarządziła i sama poszła się przebrać.

            Podczas, gdy narzeczona Messiego siedziała sobie spokojnie na kanapie i popijała szampana, my chodziłyśmy w te i wewte pokazując kreacje. Śmiechu było przy tym co niemiara – swój udział w tym miał chyba też szampan, bo opróżniłyśmy 2 butelki. Ostatecznie werdykt padł na chabrowe sukienki do pół uda, odcięte w pasie i delikatnie rozkloszowane. Były to typowe gorsetówki, ale nie musiałyśmy się przejmować tym, że zmarzniemy, bo zaślubiny miały się odbyć w Rosario – w rodzinnym mieście młodej pary.
***

            Po kolacji postanowiłyśmy pójść do klubu na plaży. To był ostatni dzień naszych mini wakacji. Miałyśmy ochotę się odrobinkę zabawić. Muzyka, do której można potańczyć i drinki – tego było nam trzeba. Chciałyśmy wyluzować przed powrotem do codzienności. Każda z nas miała masę obowiązków i byłyśmy zabiegane. Dlatego taki odpoczynek – choć krótki – był dla mnie i moich przyjaciółek zbawieniem. No a na dodatek to były ostatnie panieńskie wakacje Roccuzzo. Kolejny powód do świętowania!
            Wpadłyśmy na parkiet i szalałyśmy w najlepsze do piosenki kochanego przez nasze trio Pitbulla:
“It's Mr. Worlwide
With the J to the LO
(oh oh oh oh oh)
Jenny let me talk to em

If you think it's a joke, go head and laugh
Created my own lane, created my path
Graduated at high school just not with my class
I'm like Einstein, I created my math
Hated algebra, but I loved to multiply
So I took my letters and made em numbers right
Will you evaluate, Jennifer baby let’s celebrate

I done had a long week
Now it's time to celebrate
I done had a long week
Now it's time to celebrate
This drink is for you
This drink is for you

This is for my singles ladies and single mothers
Raising babies working hard
I know the feeling, I used to live it
My mother worked 2 to 3 jobs
That’s what this song is dedicated
To all the women out there motivated
Always finding ways to make ends meet
All my women out there innovative
You name the game, and they've played it
They've heard all the stories, so save it
All my women with power meet me at happy hour
Let’s celebrate

I done had a long week
Now it's time to celebrate
I done had a long week
Now it's time to celebrate
I done had a long week
Now it's time to celebrate
I done had a long week
Now it's time to celebrate
This drink is for you
This drink is for you

I see you baby
Getting your hair done
Getting your nails tight
I see you baby
Trying on different outfits
Making sure they fit right
I see you baby getting ready for the night
Making sure you look right
I see you baby, I see you baby

You can't stop the beat
La ra la la li
Get up on your feet, let’s go
You can't stop the beat
La ra la la li
Get up on your feet, let’s go
Go go go go go go go go
Talk to me

I done had a long week
Now it's time to celebrate
I done had a long week
Now it's time to celebrate
I done had a long week
Now it's time to celebrate
I done had a long week
Now it's time to celebrate
I done had a long week
Now it's time to celebrate

This drink is for you
This drink is for you”
         Ja już opadałam z sił, ale moje psipasiółki miały najwyraźniej lepszą kondycję. Co ja się oszukuję? Pewnie, że miały. W końcu wychowywały małe dzieci. A chłopcy byli bardzo ruchliwi. Musiałam przyznać, że żywiołowość zdecydowanie odziedziczyli po swoich sławnych ojcach. I talent chyba też. Zarówno Thiago jak i Milan uwielbiali kopać ten niewielki skórzany wytwór, który od zawsze był obiektem zainteresowania ich tatusiów. Sasha też był coraz bardziej ruchliwy. A Geri i Lio bardzo się cieszyli, kiedy ich chłopcy grywali sobie. Trochę nieporadnie, bo nieporadnie, ale zawsze to już coś. Wszyscy wiedzieliśmy, że marzeniem piłkarzy było wychowanie sobie potomka, który byłby w stanie godnie zastąpić rodziciela.
            Siedziałam sobie przy barze i sączyłam cosmopolitan, kiedy dosiadł się do mnie jakiś opalony facet. Miał krótkie blondwłosy, niebieskie oczy. Był umięśniony i ubrany jak surfer. Uśmiechnął się do mnie zniewalająco i wyciągnął dłoń.
- Dominic – przedstawił się.
- Melisa – posłałam uprzejmy uśmiech. Ten facet naprawdę był przystojny. Przyglądał mi się uważnie, aż w końcu powiedział:
- Bolało?
- Co? – zapytałam zdezorientowana. Może i byłam ociupinkę wstawiona, ale chyba nic mnie nie ominęło?
- Jak spadłaś z nieba? – zaśmiałam się.
- Długo nad tym myślałeś? – upiłam łyk drinka – Tekst stary jak świat.
- Może i stary, ale w stosunku do ciebie jakże prawdziwy – zrobił słodką minkę.
- Ach tak?
- A więc, Melisa, może powiesz mi, co tak śliczna dziewczyna robi sama na Rodos?
- A kto powiedział, że jestem sama? – popatrzyłam na niego prowokująco.
- Siedzisz tu sama, więc…
- No tak, dziewczyna siedzi sama przy barze, to znaczy, że nikogo nie ma i można ją zacząć bajerować? – zapytałam podchwytliwie.
- Nawet jakby siedział tu z tobą jakiś koleś, to i tak bym zaryzykował i podszedł do ciebie. Ładna jesteś, wiesz? – kadził.
- A ty bardzo pewny siebie. – odparłam – Przepraszam, ale muszę już iść, bo moje przyjaciółki już się zbierają. Jutro wyjeżdżamy.
- Przyjaciółki? – zaciekawił się – Czyli jednak nie ma tu z tobą żadnego faceta?
- Nie. To babski wyjazd – odeszłam w kierunku, w którym udały się dziewczyny. Mijałam już mur, kiedy, ktoś mnie do niego mocno przyparł.
- Skoro to babski wyjazd, to pewnie jesteś spragniona – zaśmiał się.
- Puść mnie – zażądałam.
- Spokojnie, kotku. Zabawimy się, a potem puszczę cię wolno. – wepchnął łapsko pod moją sukienkę – Uwierz mi, oboje będziemy zachwyceni.
- Obiecujesz? – zapytałam, wpatrując się w niego.
- Zrobię co tylko w mojej mocy, żeby cię zaspokoić, laleczko. – wyszeptał mi do ucha, a ja wykorzystując chwilę jego nieuwagi, kopnęłam go z całej siły w krocze i uciekłam – Dziwka! – usłyszałam, biegnąc w stronę dziewczyn.
            Po chwili je dogoniłam i uśmiechnięte ruszyłyśmy do hotelu. Nie mogłam uwierzyć w to, jak pozory mogą mylić. Facet wydawał się być miły i porządny, a okazał się zupełnie inny. Natarczywy, chamski… Eh, szkoda gadać. Dobrze, że ja miałam swojego mężczyznę w domu. W Katalonii. Siedział tam i mnie kochał. Nie mogłam się już odczekać powrotu do niego.


***

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

Kolejna część do kolekcji ;)
I jak? Podoba się?
Rozdział nie najdłuższy, ale mam nadzieję, że wybaczycie.
W ramach rekompensaty na drugim blogu 
znajdziecie długi, jak na moje możliwości, rozdział.
Piszcie, co sądzicie.
Buziaki <3

9 komentarzy:

  1. Jaki burak z tego Dominica.. Ładnie go Melisa pogoniła ;D
    Ślub Anto i Lio wkrótce, a kiedy Meli i Crisa? ;D
    Czekam na kolejny rozdział ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu byś ślubu chciała :p Kto powiedział, że oni się w ogóle pobiorą? ;)

      Usuń
  2. Boski jest! <3
    I ta akcja na koniec dopełnia całość ;3
    Czekam na kolejny! ;*/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzieje się, dzieje ;) czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten Dominic... yh... szkoda gadać, ale Melisa ładnie go pogoniła :3 Ma nadzieję, że niedługo będzie też ślub Melisy i Crisa ;) Wspaniały rozdział :* /neyforever18

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro tak bardzo chcecie jakiegoś ślubu, to dostaniecie go w następnym rozdziale. ;-) Dziękuję :-*

      Usuń