- No to Wesołych Świąt. Uważajcie na
siebie, kochani, zadzwońcie jak już dotrzecie i przyjeżdżajcie do nas, jak
będziecie mieć trochę wolnego – powiedziała pani Mari Herrera i razem z mężem
pomachała nam, kiedy odjeżdżaliśmy.
Korki
24 grudnia. To było do przewidzenia, dlatego wyjechaliśmy odpowiednio
wcześniej. Po niespełna godzinie byliśmy już na lotnisku i czekaliśmy na
odprawę. Nieco ponad dwie godziny później staliśmy na płycie lotniska we Wrocławiu.
Czekała tam już na nas Larysa.
- Hej, blondi – rzuciłam się jej w ramiona.
- Hej, Lara – przywitał się piłkarz.
- Cześć, zakochańce. Co tam u was słychać?
- A wszystko w jak najlepszym porządku. –
chłopak objął mnie jak na zawołanie – A co u ciebie?
- Jakoś leci. Luki zakończył już
rehabilitację i jest w pełni sprawny – uśmiechnęła się delikatnie.
- Nawet nie masz pojęcia, jak ja się
cieszę, że się zeszliście. – cmoknęłam ją w policzek – To co, jedziemy?
- No to chodźcie. – brunet zabrał bagaże i
poszliśmy do auta mojej przyjaciółki – To może ja zadzwonię do rodziców i
powiem im, że już wylądowaliśmy, hmm?
- No ok. To ja zadzwonię do Carlesa.
- Po co do będziesz dzwonić do Puyola? –
zapytał podejrzliwie.
- Bo się o nas martwi?
- Tak. O nas. Mhm. Już to widzę. Jak już to
o ciebie – mruknął naburmuszony.
- Czy ty nie jesteś przypadkiem zazdrosny?
– zachichotałam cichutko.
- A mam o co? – zmierzył mnie wzrokiem.
- Daj spokój. – klepnęłam go w ramię –
Carles jest dla mnie jak starszy brat, rodzina. To wszystko – pocałowałam go
namiętnie.
***
28
grudnia w poniedziałek wstałam o siódmej rano, cichutko się ubrałam i pobiegłam
na pobranie krwi do badań. Zrobiłam to zanim jeszcze mój chłopak się obudził.
Nie chciałam go niczym denerwować. Pomyślałby pewnie, że źle się czuję, a ja
chciałam po prostu skorzystać z okazji, że byłam w Polsce i sprawdzić, jak się
ma mój organizm. Dlatego też w środę miałam umówioną wizytę u dentysty i
endokrynologa. Postanowiłam powiedzieć o tym mojemu partnerowi jeszcze przed
spotkaniem z lekarzem.
- Cris, bo wiesz, ja będę musiała jechać do
Wrocławia jutro – rzuciłam nieśmiało.
- Ok. No to ja pojadę z tobą – uśmiechnął
się i cmoknął mnie w usta.
- Ale chce ci się? Naprawdę nie musisz.
Jadę do dentysty i do lekarza… - przerwał mi.
- Do lekarza? – zaniepokoił się – Źle się
czujesz, Kochanie?
- Nie. – uśmiechnęłam się blado – Ale
zrobiłam sobie wyniki, bo dawno nie robiłam i chciałam od razu skonsultować się
z moją panią doktor.
- Och, no dobrze. Ale i tak jadę z tobą.
- W porządku. To o 11:00 zajdziemy do
przychodni po moje wyniki, a potem pojedziemy – obdarzyłam go promiennym
uśmiechem i zajęłam się przygotowywaniem kolacji.
***
Całą
noc nie spałam. Denerwowałam się wynikami. Jako nastolatka miałam problemy z
tarczycą i wiedziałam, że to może niekorzystnie wpływać na płodność. Kiedy
Cristian wspomniał o dzieciach, ucieszyłam się i przejęłam zarazem. Niby można
było zajść w ciążę, przyjmując odpowiedni hormon, ale ja się fatalnie czułam po
tych tabletkach. A poza tym, nie chciałabym się truć jakąś chemią, kiedy
kiełkowałoby we mnie nowe życie.
Dłonie
mi drżały, gdy trzymałam wyniki badań. Nie otworzyłam ich. Wolałam, żeby
zrobiła to pani doktor i żeby o ona powiedziała mi, czy wszystko jest ze mną w
porządku. Po co miałam się dodatkowo denerwować?
- I jak? – zapytałam, przypatrującą się
plikowi kartek lekarkę.
- Cóż, - zaczęła – wszystkie mikro- i
makroelementy masz w normie. – uśmiechnęła się – Nawet jod. TSH na odpowiednim
poziomie, FT3 i FT4 także. – odłożyła wyniki na bok i zapisała coś w swoim
kajeciku – Najwidoczniej przeprowadzka nad morze dobrze ci zrobiła. USG też
jest w porządku. No, takich pacjentów, to ja mogę przyjmować – zaśmiałyśmy się.
- Czyli nie jestem chora? – wolałam się upewnić
– I nie będę miała problemów z ciążą?
- Raczej nie. A na pewno nie przez
tarczycę. Możesz iść do ginekologa i zrobić badanie płodności, ale myślę, że na
razie nie ma potrzeby. Jeśli będziecie się starali o dziecko i w przeciągu 4
miesięcy, a nawet pół roku nic z tego nie wyjdzie, to dopiero wtedy powinniście
zasięgnąć opinii lekarza. – powiedziała, a mi niesamowicie ulżyło – No to co?
Dziękuję i do widzenia.
- Do widzenia, pani doktor. I jeszcze raz
dziękuję – powiedziałam, po czym uradowana opuściłam gabinet.
***
- Ach, nareszcie spokój – rzuciłam się na
posłane łóżko, a obok mnie opadł brązowooki Katalończyk.
- Racja. – przyznał, a po chwili dodał –
Jesteś wykończona?
- Zmęczona troszkę, a czemu pytasz?
- Bo tatuś chciałby się troszkę z tobą
pobawić – powiedział z seksowną chrypą i zaczął obsypywać pocałunkami moją
szyję i obojczyki.
- Na to zawsze znajdę ochotę – szepnęłam,
wplotłam palce w jego włosy i przekręciłam się tak, że leżałam na nim.
- Moja kocica – zaśmiał się i gładził moje
uda, a ja usiadłam na nim okrakiem i masowałam jego nagi już tors.
Naszym
czułościom nie było końca. Pieściliśmy wzajemnie nasze ciała. W powietrzu czuć
było pożądanie, namiętność i miłość. Pasowaliśmy do siebie idealnie. Masze usta
i ciała tworzyły jedną całość. Jak dwa elementy układanki. Szukaliśmy się tyle
lat, a jak już się odnaleźliśmy, nie zrozumieliśmy, co chciał nam przekazać
los. Od razu wpadliśmy sobie w oko, ale to było skomplikowane. Mieszkaliśmy w
dwóch różnych państwach, oboje byliśmy świeżo po rozstaniu. Jedynym na co się
odważyliśmy była przyjaźń. A po dwóch latach stało się. Wyznaliśmy sobie tą
całą naszą miłość. I zrozumieliśmy, że ku tej kawiarence na Camp Nou popychało
nas przeznaczenie.
- Zastanawiałeś się kiedyś, co by było, gdybyśmy
się wtedy nie spotkali? Gdyby któreś z nas nie miało tamtego dnia ochoty na
kawę? – przerwałam ciszę, wtulając się jednocześnie w ukochanego.
- Nie. Wolę o tym nie myśleć. Ja już sobie
po prostu nie potrafię wyobrazić mojego życia, jeśli by cię w nim nie było –
pocałował mnie w czoło.
- Jesteś szczęśliwy? – kreśliłam kółka na
jego klatce piersiowej.
- Najszczęśliwszy.
- Jakbyś był w stanie dotknąć nieba?
- Nie. – uśmiechnął się i złączył nasze
usta – Jakbym był co najmniej trzy metry nad niebem – przytulił mnie mocniej i
zasnęliśmy w swoich objęciach. Szczęśliwi.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Kochani, powoli zbliżamy się do końca.
Zostało 10 rozdziałów + epilog.
Część będzie dłuższa, część krótsza.
Ale! Będzie się działo ;) Chyba.. :p
Jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć
- obojętnie czy na temat tego opowiadania,
reszty mojej "twórczości" czy mnie samej,
nie bójcie się, tylko piszcie. Nie gryzę ;)
Możecie w komach, czy na maila bądź poprzez formularz,
który znajduje się po prawej stronie (w wersji na komputer).
Buźka ;*
Nie mogę się już doczekać następnego ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się :)
UsuńŚwietnie, tylko szkoda że powoli koniec ;( a jak tam opowiadanie z największym casanovą z Barcy ?? ( chodzi o Ney'a xd ) pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńPisze się :p Ogólnie pomysł jest, ale nieco gorzej z jego realizacją. Postaram się Was jednak nie zawieść i opowiadanie z Neymarem na 100% się pojawi. Prawdopodobnie po zakończeniu obecnych blogów. ;)
UsuńNadrobiłam zaległości :D Rozdziały są po prostu wspaniałe, fantastyczne! ^.^ czekam na kontynuację ;* /neyforever18
OdpowiedzUsuńMiło mi :*
UsuńCudny rozdział! ;3
OdpowiedzUsuńMiłość kwitnie haha ^^ Tylko czekać na owoc ;*/Zuza
Owoc powiadasz... :p
UsuńPhi tyle szczęścia i miłości, że aż miło mi się to wszystko czyta. ❤
OdpowiedzUsuńSzkoda słońce, że zostało tak mało i zarazem jeszcze sporo rozdziałów.. Mam nadzieję, że nie skomplikujesz im życia bo inaczej będę bardzo smutna i pogniewana..
Czekam na kolejny rozdział ;*
E tam, przesadzasz :p Przecież nie może być cały czas kolorowo, nieprawdaż? Przez te kilka rozdziałów może się jeszcze wiele wydarzyć ;)
UsuńCudo *.* Zapraszam do siebie ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
Usuń