piątek, 22 maja 2015

Rozdział 35

- No to Wesołych Świąt. Uważajcie na siebie, kochani, zadzwońcie jak już dotrzecie i przyjeżdżajcie do nas, jak będziecie mieć trochę wolnego – powiedziała pani Mari Herrera i razem z mężem pomachała nam, kiedy odjeżdżaliśmy.
            Korki 24 grudnia. To było do przewidzenia, dlatego wyjechaliśmy odpowiednio wcześniej. Po niespełna godzinie byliśmy już na lotnisku i czekaliśmy na odprawę. Nieco ponad dwie godziny później staliśmy na płycie lotniska we Wrocławiu. Czekała tam już na nas Larysa.
- Hej, blondi – rzuciłam się jej w ramiona.
- Hej, Lara – przywitał się piłkarz.
- Cześć, zakochańce. Co tam u was słychać?
- A wszystko w jak najlepszym porządku. – chłopak objął mnie jak na zawołanie – A co u ciebie?
- Jakoś leci. Luki zakończył już rehabilitację i jest w pełni sprawny – uśmiechnęła się delikatnie.
- Nawet nie masz pojęcia, jak ja się cieszę, że się zeszliście. – cmoknęłam ją w policzek – To co, jedziemy?
- No to chodźcie. – brunet zabrał bagaże i poszliśmy do auta mojej przyjaciółki – To może ja zadzwonię do rodziców i powiem im, że już wylądowaliśmy, hmm?
- No ok. To ja zadzwonię do Carlesa.
- Po co do będziesz dzwonić do Puyola? – zapytał podejrzliwie.
- Bo się o nas martwi?
- Tak. O nas. Mhm. Już to widzę. Jak już to o ciebie – mruknął naburmuszony.
- Czy ty nie jesteś przypadkiem zazdrosny? – zachichotałam cichutko.
- A mam o co? – zmierzył mnie wzrokiem.
- Daj spokój. – klepnęłam go w ramię – Carles jest dla mnie jak starszy brat, rodzina. To wszystko – pocałowałam go namiętnie.

***

            28 grudnia w poniedziałek wstałam o siódmej rano, cichutko się ubrałam i pobiegłam na pobranie krwi do badań. Zrobiłam to zanim jeszcze mój chłopak się obudził. Nie chciałam go niczym denerwować. Pomyślałby pewnie, że źle się czuję, a ja chciałam po prostu skorzystać z okazji, że byłam w Polsce i sprawdzić, jak się ma mój organizm. Dlatego też w środę miałam umówioną wizytę u dentysty i endokrynologa. Postanowiłam powiedzieć o tym mojemu partnerowi jeszcze przed spotkaniem z lekarzem.
- Cris, bo wiesz, ja będę musiała jechać do Wrocławia jutro – rzuciłam nieśmiało.
- Ok. No to ja pojadę z tobą – uśmiechnął się i cmoknął mnie w usta.
- Ale chce ci się? Naprawdę nie musisz. Jadę do dentysty i do lekarza… - przerwał mi.
- Do lekarza? – zaniepokoił się – Źle się czujesz, Kochanie?
- Nie. – uśmiechnęłam się blado – Ale zrobiłam sobie wyniki, bo dawno nie robiłam i chciałam od razu skonsultować się z moją panią doktor.
- Och, no dobrze. Ale i tak jadę z tobą.
- W porządku. To o 11:00 zajdziemy do przychodni po moje wyniki, a potem pojedziemy – obdarzyłam go promiennym uśmiechem i zajęłam się przygotowywaniem kolacji.

***

            Całą noc nie spałam. Denerwowałam się wynikami. Jako nastolatka miałam problemy z tarczycą i wiedziałam, że to może niekorzystnie wpływać na płodność. Kiedy Cristian wspomniał o dzieciach, ucieszyłam się i przejęłam zarazem. Niby można było zajść w ciążę, przyjmując odpowiedni hormon, ale ja się fatalnie czułam po tych tabletkach. A poza tym, nie chciałabym się truć jakąś chemią, kiedy kiełkowałoby we mnie nowe życie.
            Dłonie mi drżały, gdy trzymałam wyniki badań. Nie otworzyłam ich. Wolałam, żeby zrobiła to pani doktor i żeby o ona powiedziała mi, czy wszystko jest ze mną w porządku. Po co miałam się dodatkowo denerwować?
- I jak? – zapytałam, przypatrującą się plikowi kartek lekarkę.
- Cóż, - zaczęła – wszystkie mikro- i makroelementy masz w normie. – uśmiechnęła się – Nawet jod. TSH na odpowiednim poziomie, FT3 i FT4 także. – odłożyła wyniki na bok i zapisała coś w swoim kajeciku – Najwidoczniej przeprowadzka nad morze dobrze ci zrobiła. USG też jest w porządku. No, takich pacjentów, to ja mogę przyjmować – zaśmiałyśmy się.
- Czyli nie jestem chora? – wolałam się upewnić – I nie będę miała problemów z ciążą?
- Raczej nie. A na pewno nie przez tarczycę. Możesz iść do ginekologa i zrobić badanie płodności, ale myślę, że na razie nie ma potrzeby. Jeśli będziecie się starali o dziecko i w przeciągu 4 miesięcy, a nawet pół roku nic z tego nie wyjdzie, to dopiero wtedy powinniście zasięgnąć opinii lekarza. – powiedziała, a mi niesamowicie ulżyło – No to co? Dziękuję i do widzenia.
- Do widzenia, pani doktor. I jeszcze raz dziękuję – powiedziałam, po czym uradowana opuściłam gabinet.

***

- Ach, nareszcie spokój – rzuciłam się na posłane łóżko, a obok mnie opadł brązowooki Katalończyk.
- Racja. – przyznał, a po chwili dodał – Jesteś wykończona?
- Zmęczona troszkę, a czemu pytasz?
- Bo tatuś chciałby się troszkę z tobą pobawić – powiedział z seksowną chrypą i zaczął obsypywać pocałunkami moją szyję i obojczyki.
- Na to zawsze znajdę ochotę – szepnęłam, wplotłam palce w jego włosy i przekręciłam się tak, że leżałam na nim.
- Moja kocica – zaśmiał się i gładził moje uda, a ja usiadłam na nim okrakiem i masowałam jego nagi już tors.
            Naszym czułościom nie było końca. Pieściliśmy wzajemnie nasze ciała. W powietrzu czuć było pożądanie, namiętność i miłość. Pasowaliśmy do siebie idealnie. Masze usta i ciała tworzyły jedną całość. Jak dwa elementy układanki. Szukaliśmy się tyle lat, a jak już się odnaleźliśmy, nie zrozumieliśmy, co chciał nam przekazać los. Od razu wpadliśmy sobie w oko, ale to było skomplikowane. Mieszkaliśmy w dwóch różnych państwach, oboje byliśmy świeżo po rozstaniu. Jedynym na co się odważyliśmy była przyjaźń. A po dwóch latach stało się. Wyznaliśmy sobie tą całą naszą miłość. I zrozumieliśmy, że ku tej kawiarence na Camp Nou popychało nas przeznaczenie.
- Zastanawiałeś się kiedyś, co by było, gdybyśmy się wtedy nie spotkali? Gdyby któreś z nas nie miało tamtego dnia ochoty na kawę? – przerwałam ciszę, wtulając się jednocześnie w ukochanego.
- Nie. Wolę o tym nie myśleć. Ja już sobie po prostu nie potrafię wyobrazić mojego życia, jeśli by cię w nim nie było – pocałował mnie w czoło.
- Jesteś szczęśliwy? – kreśliłam kółka na jego klatce piersiowej.
- Najszczęśliwszy.
- Jakbyś był w stanie dotknąć nieba?

- Nie. – uśmiechnął się i złączył nasze usta – Jakbym był co najmniej trzy metry nad niebem – przytulił mnie mocniej i zasnęliśmy w swoich objęciach. Szczęśliwi.



CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Kochani, powoli zbliżamy się do końca.
Zostało 10 rozdziałów + epilog. 
Część będzie dłuższa, część krótsza.
Ale! Będzie się działo ;) Chyba.. :p
Jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć
- obojętnie czy na temat tego opowiadania,
reszty mojej "twórczości" czy mnie samej,
nie bójcie się, tylko piszcie. Nie gryzę ;)
Możecie w komach, czy na maila bądź poprzez formularz,
który znajduje się po prawej stronie (w wersji na komputer).
Buźka ;*

12 komentarzy:

  1. Nie mogę się już doczekać następnego ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie, tylko szkoda że powoli koniec ;( a jak tam opowiadanie z największym casanovą z Barcy ?? ( chodzi o Ney'a xd ) pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisze się :p Ogólnie pomysł jest, ale nieco gorzej z jego realizacją. Postaram się Was jednak nie zawieść i opowiadanie z Neymarem na 100% się pojawi. Prawdopodobnie po zakończeniu obecnych blogów. ;)

      Usuń
  3. Nadrobiłam zaległości :D Rozdziały są po prostu wspaniałe, fantastyczne! ^.^ czekam na kontynuację ;* /neyforever18

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudny rozdział! ;3
    Miłość kwitnie haha ^^ Tylko czekać na owoc ;*/Zuza

    OdpowiedzUsuń
  5. Phi tyle szczęścia i miłości, że aż miło mi się to wszystko czyta. ❤
    Szkoda słońce, że zostało tak mało i zarazem jeszcze sporo rozdziałów.. Mam nadzieję, że nie skomplikujesz im życia bo inaczej będę bardzo smutna i pogniewana..
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. E tam, przesadzasz :p Przecież nie może być cały czas kolorowo, nieprawdaż? Przez te kilka rozdziałów może się jeszcze wiele wydarzyć ;)

      Usuń
  6. Cudo *.* Zapraszam do siebie ;)

    OdpowiedzUsuń