czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 3

Rano poszliśmy na plażę i oczywiście nie obeszło się bez wygłupów. Lara i Luki poszli popływać, a ja  położyłam się na ręczniku i zaczęłam się opalać – obiecałam sobie, że wrócę do Polski śniada i muszę przyznać, że byłam na dobrej drodze. Jednak moją błogą czynność nagle ktoś odważył się brutalnie przerwać. Poczułam na plecach i udach zimne, mokre ręce. Ktoś mnie unosił, a chwilę  po tym byłam już do pasa zanurzona w turkusowej wodzie. Odwróciłam się i zauważyłam rozchachanego Andrew, który najwyraźniej był bardzo zadowolony ze swojego wyczynu.
- Co to miało być?! Czyś ty zwariował?! – darłam się na niego, a ten nic, dalej się uśmiechał – Andrzej! Mówię coś do ciebie! – i ruszyłam w jego stronę.
- Dobra, dobra, złość piękności szkodzi – uśmiechnął się zawadiacko.
- Skoro tak, to mi już nic nie zaszkodzi. – powiedziałam i zaczęłam iść w kierunku plaży, na której został mój ręcznik, kiedy zostałam ochlapana wodą – O nie! Ta zniewaga krwi wymaga! – i zaczęłam go gonić.
Chlapaliśmy się wodą naprzemiennie, piszczeliśmy jak małe dzieci. W końcu mój przyjaciel złapał mnie mocno w pasie i przyciągnął do swojego mokrego torsu. Próbowałam się wyrwać, ale on był zdecydowanie silniejszy.
- No już, nie wyrywaj mi się. Zawrzyjmy rozejm. Obiecaj, że mnie już nie ochlapiesz i nie będziesz się mściła, to cię wypuszczę – zbliżył twarz do mojego policzka tak, że czułam jego oddech na mojej skórze.
- Ale to ty zacząłeś! – nalegałam – I zachowałeś się jak szczeniak. Facet, przecież ty masz 21 lat!
- To nie wiedziałaś, że ja głupieję w towarzystwie pięknych dziewczyn? – zapytał, szczerząc się do mnie perfidnie i w końcu puścił.
- Chyba zapomniałeś o tym wspomnieć, kiedy proponowałam ci ten wyjazd – popatrzyłam na niego spod byka i wyszłam z wody.
Położyłam się na wcześniejszym legowisku, a po paru minutach dołączyli do mnie moi przyjaciele. Pomyślałam, że pora wprowadzić plan w życie.
- Słuchajcie, - zaczęłam – a co byście powiedzieli na wyjście do jakiegoś klubu wieczorem?
- Świetny pomysł! – krzyknął uradowany Łukasz, po czym zwrócił się do swojej dziewczyny – Co ty na to, Kochanie?
- Jestem za.
- Ja też – wtórował im Andrew.
- Ok, to jesteśmy umówieni. Tylko wiecie co? Ja chyba poszłabym na zakupy… Nie będę was fatygować. – przekonywałam – Wrócę do hotelu, przebiorę się i spotkamy się o 18 przy recepcji, ok? – zapytałam z nadzieją, że nikt nie będzie chciał mi towarzyszyć.
- Ok – odpowiedzieli chłopcy.
- W sumie to wszyscy się już powinniśmy zbierać chyba, bo jakiś obiadek by się przydało zjeść – zaproponowała Lara.
Chłopcy poszli do siebie, a ja i Larysa do naszego pokoju. Wiedziałam, że ona nie odpuści mi tego tak szybko. Przecież zawsze chodziłyśmy na zakupy razem, a poza tym miałam walizkę pełną ciuchów.
- Dobra, Melisa, powiesz mi co jest grane? Przecież dobrze wiem, że nie idziesz na zakupy. Z kim się spotykasz? – zapytała wyczekująco mi się przypatrując.
- Ale nie mów nic chłopakom, bo Andrzej się wkurzy, zrobi mi pewnie awanturę, nigdzie samej nie puści i popsuje wszystkim wakacje. Wiesz, jaki nadopiekuńczy potrafi być – powiedziałam na jednym wydechu.
- Masz moje słowo.
- No dobra. Poznałam takiego jednego Katalończyka. Jest bardzo miły, świetnie nam się rozmawia. Jednym słowem wspaniały materiał na przyjaciela. No i idę dzisiaj z nim na obiad.
- Tylko na przyjaciela?
- Tak, tylko. Spokojnie, jakby coś się kroiło, to bym ci o tym powiedziała.
- A powiesz mi przynajmniej, co to za facet?
- Pamiętasz tego kolesia z kawiarni na Camp Nou? – powiedziałam nieśmiało.
- Nie… Chyba żartujesz! Kumplujesz się z Cristianem Tello?
- Tak jakoś wyszło – na moją twarz wypłynął rumieniec.
- Dobra, w takim razie leć już, bo się jeszcze spóźnisz. I ubierz się ładnie.
- Daj spokój. To tylko obiad z przyjacielem – i poszłam wybrać zestaw ciuchów.
Mój wybór padł na jeansowe szorty od Rag & Bone, a do tego biały T-shirt z cytatem Charliego Chaplina i biało-czarne slip-ony.

Oko delikatnie podkreśliłam eyelinerem, na usta nałożyłam bladoróżowy błyszczyk, wzięłam małą czarną torebeczkę przez pół, moje ukochane RayBany i już byłam gotowa do wyjścia. Nie starałam się zbytnio. W końcu to zwykły obiad ze zwykłym kumplem. Swoją drogą ciekawe, dokąd Cris chciał mnie zabrać. Powiedział tylko, że to jedna z lepszych knajpek w Barcelonie – oczywiście według samego zainteresowanego.










CZYTASZ=KOMENTUJESZ

 *******

Hejka :D
Podrzucam Wam kolejny rozdział.
Przepraszam, że taki krótki i do niczego. :(
Obiecuję, że kolejny będzie nieco lepszy.
A w piątym rozdziale pojawi się nawiązanie do tytułu ;)
Bardzo Was proszę o szczere opinie i komentarze, 
ponieważ bardzo mnie motywują do dalszego pisania.
No to do następnego <3
Buźka ;*

piątek, 23 stycznia 2015

Rozdział 2

            Rano poszliśmy wszyscy na spacer. Słoneczko przepięknie świeciło, było gorąco. Dlatego też po powrocie do pokoju postanowiłam się przebrać. Założyłam krótką niebieskawą sukienkę we wzorki, którą kupiłam dawno temu w jakiejś sieciówce.
Do tego poprawiłam mój delikatny makijaż i już byłam gotowa na spotkanie z piłkarzem. Nie miałam zamiaru jakoś specjalnie się starać, bo to przecież zwykły śmiertelnik… który ma ogromny talent. Dobra, trzeba coś wymyślić, żeby nie skapnęli się z kim się spotykam.
- Dobra, kochani. Ja lecę, wrócę przed kolacją – ucałowałam Larę w czoło, ale ona nie dała się „uśpić”.
- A dokąd ty idziesz, kochana? – uniosła wysoko brwi.
- A do katedry św. Eulalii. Nie proponowałam, żebyście mi towarzyszyli, bo wiem, że nie przepadacie za katedrami, ale skoro już tu jestem, to bardzo chciałabym tam zajść. Jeśli chcecie, to chodźcie ze mną… - dodałam z obawą.
- Nie, skoro masz zamiar iść do katedry, to my to sobie chyba odpuścimy. Baw się dobrze – dodał sarkastycznie Andrew
            Uff… Wiedziałam, że nie będą chcieli ze mną iść w takie miejsce, ale kto wie, czy akurat im coś nie odwali? A co ja bym wtedy zrobiła? Przecież nie mam numeru do Tello, żeby odwołać nasze spotkanie. Na szczęście moi przyjaciele mnie nie zawiedli.
            Gdy już zbliżałam się w wyznaczone przez Katalończyka miejsce, zauważyłam wysokiego bruneta w czarnej koszulce i krótkich dżinsach, niesamowicie przystojnego. Na oczach miał czarne okulary przeciwsłoneczne, ale i tak wiedziałam, że to on.
- Cześć! – przywitałam się radośnie, podchodząc do chłopaka.
- Hej! A jednak przyszłaś – wyraźnie się cieszył na mój widok.
- A co? Myślałeś, że nie dotrzymam słowa? Ja naprawdę lubię kawę i chętnie dowiem się, gdzie tu robią najlepszą.
- Najlepszą, to w tym mieście robię ja. – posłał mi jeden z tych swoich firmowych uśmiechów, więc odwdzięczyłam mu się tym samym – Ale tu nieopodal też robią genialną latte.
- No to prowadź.
            Wzięłam go pod ramię, które do mnie wystawił i powoli kierowaliśmy się do kawiarni. Chwilkę później ja siedziałam przy stoliku w ustronnym miejscu, a mój towarzysz zamawiał dla nas kawę. Postawił przede mną trunek i nieśmiało zaczął rozmowę:
- Ładnie wyglądasz – patrzył mi prosto w oczy, a ja czułam, jakbym zaraz miała w nich zatonąć…
- Dziękuję. – zarumieniłam się – Ty też się świetnie prezentujesz.
- Cieszę się, że zgodziłaś się przyjść.
- Nie ma sprawy. Chociaż nie powiem, że nie musiałam się natrudzić…
- A to czemu? – ciekawski jest, nie ma co.
- A no temu, że musiałam coś wymyślić, żeby moi przyjaciele nie domyślili się dokąd idę – uśmiechnęłam się szeroko.
- Nie mogłaś im powiedzieć prawdy? Przecież to chyba nic złego, że dwójka ludzi idzie razem na kawę… - rzekł niepewnie.
- Nie, to nie jest nic złego. – rzekłam z wyczuwalną pewnością w głosie – Ale moi przyjaciele są tacy troskliwi i pewnie, by mnie samej nie puścili na spotkanie z piłkarzem.
- Ach, rozumiem… - zrobiło mu się trochę… przykro? – To co im powiedziałaś?
- Że idę do katedry św. Eulalii.
- Spryciula! – posłał mi ciepły uśmiech – Byłaś pewna, że wtedy nie będą chcieli z tobą iść. Mam rację?
- Tak. Uśmiechnąłeś się nareszcie – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.
- Przepraszam. Myślałem, że może tak naprawdę nie chciałaś się ze mną spotkać, a zgodziłaś się tylko przez grzeczność…
- Możesz być spokojny. Ja nie jestem aż taka miła, żeby iść gdzieś z kimś, jeśli nie mam na to ochoty – odpowiedziałam na jego obawy, a jemu chyba ulżyło.
            Siedzieliśmy tam jeszcze jakąś godzinkę, a potem zaproponował, że mnie odprowadzi do hotelu. Przez cały ten czas żywo dyskutowaliśmy. Opowiedziałam mu trochę o sobie, o moich planach związanych ze studiami, o moich przyjaciołach, którzy są bardzo opiekuńczy, o moich pasjach. Przyznałam się też do tego, że jestem wielką fanką Dumy Katalonii i staram się oglądać każdy mecz. Trochę go to zdziwiło, bo podobno jeszcze nie spotkał żadnej dziewczyny, którą naprawdę interesuje piłka nożna, a na dodatek wie, na czym polega spalony. Tym ostatnim chyba zaskoczyłam go najbardziej. Cris też mi wiele zdradził na swój temat. Cieszyliśmy się swoim towarzystwem i nawet nie wiedzieliśmy, kiedy zrobiło się późno.
- Dzięki za dzisiaj. Świetnie się bawiłam – powiedziałam chłopakowi.
- Cała przyjemność po mojej stronie. Spotkamy się jeszcze? – zapytał nieco się do mnie zbliżając. Jego oczy były takie piękne…
- Jeśli chcesz…
- Pewnie, że chcę. Świetnie czuję się w twoim towarzystwie, dobrze nam się rozmawia.
- Tak, to prawda – uśmiechnęłam się.
- To może dasz mi swój numer? – zapytał niepewnie.
- Jasne – podał mi swojego smartphona, a ja dodałam kontakt.
- To do zobaczenia – pocałował mnie delikatnie w policzek.
- Pa! – rzuciłam w jego stronę i weszłam do hotelu.

*******

            Kiedy po powrocie do pokoju pogadałam z przyjaciółmi i zjedliśmy już kolację, wzięłam orzeźwiający prysznic i położyłam się do łóżka. Odruchowo spojrzałam na wyświetlacz telefonu i właśnie w tym momencie dostałam  wiadomość.
„Dzięki za dzisiaj. Kolorowych snów :) Cris”
            Nieświadomie się uśmiechnęłam. Dzisiaj naprawdę było miło i świetnie mi się z nim gadało. Wydaje mi się, że to dobry materiał na przyjaciela. I z tą myślą udałam się do krainy Morfeusza.
            Nazajutrz znów miałam się z nim spotkać. Chciał mnie zabrać na obiad. A ja znowu musiałam coś wymyślić, żeby Andrzej nie skapnął się o co kaman. 





CZYTASZ=KOMENTUJESZ

***

Witam, witam, kochani!
Podrzucam Wam drugi rozdział.
Mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. ;)
No i macie spotkanie Mel i Crisa, hehe. :p
Piszcie, co myślicie. Każdy komentarz daje mi wielką motywację,
bo wiem, że mam dla kogo pisać.
Rozdział miał się pojawić w niedzielę, 
ale z racji tego, że mam ferie,
dodaję wcześniej.
Do następnego ;*

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Rozdział 1

            Jeszcze tylko dwie godziny – pomyślałam – i będziemy na miejscu. Nie byłam w stanie ukryć mojego podekscytowania. Właśnie spełniały się moje marzenia. Siedziałam na pokładzie samolotu do Barcelony.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć, że jesteśmy w stolicy Katalonii! – wydarłam się do moich przyjaciół, wysiadając z samolotu.
            Od dawna marzyłam o tej podróży. A towarzyszyły mi w tym trzy, można by powiedzieć, iż najważniejsze w moim życiu osoby, a mianowicie: Larysa – moja najlepsza przyjaciółka, którą pieszczotliwie nazywam „Lara” oraz nasi dwaj kumple: Andrzej (twierdzi, że faktycznie ma w sobie coś z Gołoty) i Łukasz – tzw. „Luki”. A więc, po moich ponad rocznych staraniach udało mi się ich namówić na te wakacje. Pomyślicie pewnie, dlaczego akurat teraz? A no dlatego, że mamy początek czerwca, a ja i Lara tydzień temu zdałyśmy maturę (a przynajmniej mamy taką nadzieję). Po licznych przekupstwach (ale takich legalnych – nie pomyślcie sobie, że jesteśmy jakieś złe – co to, to nie) chłopcy zgodzili się, że mimo zajęć na uczelni (Luki jest na pierwszym, a Andrew na drugim roku) pojadą z nami. Nie mogli przecież puścić nas samych do cudownej Katalonii, gdzie zabawa trwa cały czas… Dodatkowym argumentem „za” był fakt, że obiecałyśmy im bilety na jeden z ostatnich w tym sezonie meczy FC Barcelony na ich domowym stadionie. Jak się zatem domyślacie, moi kumple to fani Blaugrany. I tu macie rację. Ale nie tylko oni. Ja i Lara też szalejemy na ich punkcie. Prawdziwe z nas culés. I wcale nie chodzi tu o Messiego czy Neymara Júniora. Po prostu kochamy ten zespół i nic, ani nikt nie jest w stanie nam tego zabrać. Wiem, o czym mówię, bo byli tacy, którzy próbowali, ale na całe szczęście im się nie udało.
            Po wyjściu z lotniska El Prat natychmiast złapaliśmy taksówkę i udaliśmy się do hotelu, w którym mieliśmy zarezerwowane noclegi. Barceló Sants zrobiło na nas ogromne wrażenie. Nowoczesny wystrój, piękne widoki. A na dodatek były stąd niecałe 2 kilometry do naszej świątyni, czyli na Camp Nou. Po zameldowaniu i wygrzebaniu z walizek jakichś rzeczy, udaliśmy się na spacer w kierunku La Barceloneta. Niecałe 30 minut komunikacją miejską i byliśmy na miejscu. I jedyne, co mogę tu napisać, to jedno, wielkie „WOW”!  Ludzi było sporo, ale te widoki wynagradzały wszystko. Cudne, czyste morze (co w Polsce często bywa rzadkością). Ciepła, lazurowa woda. Marzenie…
- Jak ja się cieszę, że tu jestem! – rzekła rozentuzjazmowana Larysa.
- Tak, tu jest naprawdę pięknie – przytaknął Luki.
- A wiecie, co jest najlepsze? – zapytałam z uśmiechem.
- No co? – ciekawił się Andrew.
- Jutro idziemy na Camp Nou.
- Jak to? – zapytał – Przecież mecz jest w sobotę, a dziś dopiero poniedziałek.
- No tak, ale jutro nie idziemy na mecz, tylko do muzeum i może odwiedzimy tamtejszy sklep…
- I obieramy też kurs na Park Güell, Plaça del Sol, Casa Mila… – dorzuciła moja psiapsióła.
- Czyli będziemy zwiedzać? Myślałem, że będziemy się prażyć na słońcu – jęknął z rozczarowania Łukasz.
- Ale w nagrodę, możemy was potem zabrać na drinka – zachęcałyśmy, aż w końcu ulegli.
            Kolejny dzień był gorący, co jest chyba normalne dla tego regionu. Z samego rana, tuż po śniadaniu wybraliśmy się do parku zaprojektowanego przez samego genialnego Gaudiego. Ach, te mozaiki, te kolory! Można poczuć się jak w bajce. To miejsce zdecydowanie zostanie moim drugim ulubionym w Barcelonie – po stadionie oczywiście.
            No właśnie, a co do stadionu, to dotarliśmy tam już po obiedzie. Było jakoś koło 14:00. Kupiliśmy bilety i zwiedziliśmy muzeum, a w tym niedawno powstałą strefę Messiego.
- Muszę przyznać, że te wszystkie trofea, nagrody naprawdę robią ogromne wrażenie. Aż mam ciary – szepnęła mi na ucho Lara.
- Tu jest cudownie. Nie wracajmy do Polski – rozmarzyłam się.
            Po, jak na nas, dość szybkich zakupach – ja kupiłam sobie bluzę i takie tam różne gadżety typu szalik Barçy – my poszłyśmy do kawiarenki na terenie Camp Nou, a chłopcy poszli się jeszcze przejść i może wyhaczyć jakieś autografy. Ja zamówiłam latte, a moja towarzyszka mrożoną kawę.
            Kiedy tak sobie siedziałyśmy przy jednym ze stolików, nagle zauważyłam znajomą twarz. Szturchnęłam Larę, bo chłopak zbliżał się do lady.
- Co? – pytała zdezorientowana.
- Patrz, kto zamawia kawę. Przecież to Cristian Tello – powiedziałam trochę ciszej, żeby nie usłyszał swojego nazwiska.
- No i? – niczego nie rozumiała.
- Chodź, może da nam autograf!
- Daj spokój, ja nie znam hiszpańskiego. Tylko „cześć” umiem powiedzieć. Nie będę się ośmieszać.
- Dobra, jak chcesz, ale ja nie mam zamiaru zmarnować takiej szansy.
            Wyjęłam szybciutko z mojej torebki notes i długopis, po czym lekko zdenerwowana ruszyłam w kierunku piłkarza. Z każdym krokiem moje serce biło coraz mocniej. Pomyślałam, że to dziwne, ale może to reakcja na piłkarza? Zresztą nieważne…
- Przepraszam…? – zaczęłam po hiszpańsku, gdy już się znalazłam za piłkarzem.
- Tak, w czym mogę pomóc? – zapytał odwracając się w moją stronę.
- Przepraszam, że panu przeszkadzam, ale mam na imię Melisa i właśnie zastanawiałam się z koleżanką, – pokazałam w tym momencie na pijącą kawę Larysę – czy nie dałby mi pan autografu? – uśmiechnęłam się promiennie.
- Ależ oczywiście. – odwzajemnił uśmiech i wziął ode mnie notes – Melisa to chyba nie jest hiszpańskie imię? – zapytał z ciekawością bazgrząc coś długopisem.
- Nie. Jesteśmy z Polski, właśnie zdałyśmy z moją przyjaciółką końcowe egzaminy i przyjechałyśmy tu na wakacje, żeby odpocząć i nabrać sił na studia. A tak na marginesie to odpowiednikiem mojego imienia jest u was Melitta – wyjaśniłam.
- Czyli to prawda?
- Ale co? – spytałam zdezorientowana.
- Że Polki to najpiękniejsze kobiety na świecie. – odparł z szelmowskim uśmieszkiem, a ja się tylko zarumieniłam – Na długo przyjechałyście? I co tak w ogóle robicie na stadionie? – kontynuował.
- Na dwa tygodnie. A co do drugiego pytania, to być w Barcelonie i tu nie przyjść? Nie do wybaczenia!
- Wiesz, przepraszam, mogę ci mówić na „ty”?
- Pewnie, Melisa – i podałam mu rękę, a on ją delikatnie ujął.
- Cris. Wiesz, świetnie się z tobą rozmawia i żałuję, że nie mogę zostać dłużej – Luis urwałby mi głowę, gdybym się znowu spóźnił, ale skoro będziesz tu jeszcze trochę, to może spotkamy się na jakiejś kawie? – spytał z… nadzieją? – Ta kawa nie należy do najlepszych w mieście – posłał mi swój kolejny promienny uśmiech, wskazując na kubek kawy, który stał na blacie.
- W sumie, czemu nie? Zawsze dobrze wiedzieć, gdzie jest najlepsza kawiarnia.
- To świetnie. Znajdziesz jutro czas?
- No jasne, w końcu jestem na wakacjach!
- W takim razie do zobaczenia jutro o 15:00 przy Fontanna Canaletes. Wiesz, gdzie to jest? – czyżby upewniał się, że dotrę?
- Dam radę. Do zobaczenia. A, i dziękuję za autograf – rzuciłam mu miłe spojrzenie i skierowałam się z powrotem do mojego i Lary stolika.
- Do jutra – szepnął przechodząc koło mnie.
            Wow. To było takie dziwne uczucie. Nie miałam pojęcia, że on jest taki miły. I przystojny… Pewnie teraz biega kółeczka… Na samą myśl moje usta bezwiednie ułożyły się do uśmiechu.
- I co? Dostałaś ten autograf? – sprowadziła mnie na ziemię przyjaciółka.
- Co? A, tak.
- I? Jaki on jest? – była bardzo ciekawska, ale i tak ją kochałam jak siostrę.
- Jak to jaki? Normalny.
- No, ale to przecież piłkarz!
- To co z tego? – mówiłam, nie wiedząc do czego zmierza – Przecież to zwykły facet. To, że ma kasę i gra w najlepszym klubie na świecie, nie robi z niego jakiegoś niezwykłego. Nie różni się niczym od naszych znajomych…
- Może masz rację… Chyba za dużo czytam brukowców – przyznała ze wstydem.
            Pięć minut później zgarnęłyśmy naszych towarzyszy i udaliśmy się do hotelu. My poszłyśmy na masaż, a oni na basen. Wkrótce do nich dołączyliśmy. W pewnym momencie usłyszałam głośny plusk i zauważyłam brak mojej przyjaciółki. Odwróciłam się i dopiero wtedy spostrzegłam, że Luki wrzucił ją do wody, po czym sam wskoczył. A na dodatek teraz się tulą i całują. A… no tak… Oczywiście zapomniałam wam powiedzieć, że Larysa i Łukasz są parą od jakichś 5 miesięcy.
- Nawet tu nie możecie sobie odpuścić? – krzyknął do nich zniesmaczony „Gołota”.
- Daj im spokój. – i dałam mu sójkę w bok – Nie widzisz jacy są szczęśliwi?

            Wszyscy zaczęliśmy się śmiać. Jednak chwilkę później wracaliśmy już do pokoi. Zmęczona całym dniem – no wiecie, zwiedzanie, zakupy, stadion i takie tam – szybko wzięłam prysznic, założyłam moją piżamkę z szortami i poszłam spać.



Cristian

            Kiedy tak na luzie do mnie podeszła i po prostu poprosiła o autograf, nie byłem w stanie jej odmówić. Mówiła, że przyjechała na wakacje, bo niedługo zaczyna studia. Hmm, ciekawe kim chce być ta piękna dziewczyna? Piękna… Nie mogę powiedzieć o niej nic innego. Jest średniego wzrostu, ma brązowe włosy do pasa, nieco pofalowane. Jest szczupła i kobieca zarazem. A do tego taka miła, urocza. I te jej oczy… Są jak ocean po burzy… Nie byłem pewny, co odpowie na moją propozycję, ale na całe szczęście się zgodziła. Nie mogę się już doczekać naszego spotkania. Boże, niech ten trening już się skończy!







CZYTASZ=KOMENTUJESZ

*******

Hejka!
No i mamy pierwszy rozdział. :)
Jestem podekscytowana, ale jednocześnie lekko zdenerwowana, 
bo nie mam pojęcia, czy przypadnie Wam do gustu.
 No ale cóż. Żyje się raz. ;)
Bardzo proszę o komentarze, żebym wiedziała, czy jest sens pisać to opowiadanie.
Liczę na szczerość z Waszej strony.
Do następnego wpisu ;*

niedziela, 18 stycznia 2015

Początek

Witam wszystkich!
Jestem Lilka i zapraszam serdecznie na moje opowiadanie pt. "W poszukiwaniu szczęścia". Mam nadzieję, że komuś przypadnie do gustu. ;) Będzie to moje drugie "dzieło", że się tak wyrażę po "Nigdy nie przestawaj się uśmiechać", które znajdziecie pod adresem: nigdynieprzestawajsieusmiechac.blogspot.com
Chciałabym już na wstępie prosić, aby każdy, kto to czyta (nawet jeśli blog już będzie zakończony), zostawił po sobie ślad w postaci komentarza. To dla mnie naprawdę ważne, ponieważ dodaje mi motywacji. :) Każda opinia jest dla mnie na wagę złota. Piszcie szczerze.
Z góry zaznaczam, że rozdziały będą się pojawiać raz w tygodniu, ale będą dłuższe niż na pierwszym blogu.
Zachęcam do klikania opcji "Follow by Email" zaraz pod tytułem opowiadania, dzięki której będziecie informowani o nowych wpisach. Możecie też pisać do mnie maile i będę Was informować - jak kto woli. ;)
Cóż, powinnam się też chyba przedstawić... No niby tak, ale biorąc pod uwagę, że część rzeczy znajdziecie na moim pierwszym blogu, na moim profilu w Google+ oraz na photoblogu, to może napiszę tylko tyle, że w tym roku obchodzić będę 18 urodziny, uczę się w LO w klasie biologiczno-chemicznej i jestem zagorzałą cule. <3 Jednak pomimo mojej miłości potrafię docenić inne drużyny i staram nie pałać się do nich nienawiścią. ;D
No to to by było na tyle. W ciągu dwóch najbliższych dni pojawi się pierwszy rozdział, więc nie pozostaje mi nic innego, jak zaprosić do lektury. A zanim pojawi się coś tu, zapraszam na "Nigdy nie przestawaj się uśmiechać".
~Lila